ASF znów atakuje. Ponad 50 ognisk w tydzień. Najgorzej w dwóch województwach

Kto liczył, że wakacyjne rozprężenie osłabi wirusa ASF, właśnie dostał bolesne przebudzenie. W najnowszym raporcie Głównego Inspektoratu Weterynarii odnotowano 59 nowych przypadków choroby wśród dzików. Najgorzej wygląda sytuacja w województwach pomorskim i świętokrzyskim, gdzie tempo rozprzestrzeniania się wirusa wyraźnie przyspieszyło.
Dlaczego ognisk przybywa właśnie teraz?
Latem ruch w lasach jest największy – leśnicy prowadzą prace, turyści wędrują po szlakach, a rolnicy obsługują pola otoczone zadrzewieniami. Każdy z tych czynników, nawet nieświadomie, może przenieść cząstkę wirusa na obuwiu, oponach czy narzędziach. Naturalne migracje dzików, wzmacniane obfitością letniego pokarmu, dodatkowo napędzają problem.

W ciągu tygodnia liczba przypadków w krajowej bazie ASF wzrosła z 2 487 do 2 546 – to 59 nowych ognisk. Statystyka brzmi sucho, lecz w praktyce oznacza dziesiątki padłych zwierząt i setki hektarów lasu objętych dodatkowymi restrykcjami sanitarnymi.
Pomorskie i Świętokrzyskie: skąd ten czarny rekord?
W Pomorskiem dziki krążą w sąsiedztwie dużych kompleksów hodowlanych oraz portów przeładunkowych o intensywnym ruchu towarowym. Każda nieszczelność w bioasekuracji – choćby pozostawiona przy rampie paleta z paszą – działa jak zaproszenie dla wirusa.
Świętokrzyskie przecinają ważne korytarze migracyjne dzików z Lubelszczyzny i Podkarpacia. Zarażona locha potrafi wędrować dziesiątki kilometrów, „rozrzucając” wirus w czasie wykotów. Lokalne koła łowieckie alarmują, że tegoroczna liczebność populacji jest wyższa niż zazwyczaj, a część wiosennych odstrzałów nie doszła do skutku. To mieszanka niemal idealna do powstawania kolejnych ognisk.
Co dalej? Ryzyko dla hodowców i kolejne kroki służb
Choć nowe ogniska dotyczą dzików, każde z nich zwiększa ryzyko przeniesienia ASF do chlewni; wystarczy niespłukana przyczepa z sianem albo pracownik, który po grzybobraniu od razu pójdzie karmić tuczniki. Hodowcy muszą więc przygotować się na ewentualne rozszerzenie stref czerwonych, co oznacza zakaz obrotu żywcem i dodatkowe koszty dezynfekcji.
Główny Lekarz Weterynarii zapowiada wzmożone patrole odstrzałowe i nowe punkty poboru próbek od padłych dzików. Kluczowe są teraz: skrupulatna księga wejść i wyjść w gospodarstwie, mycie kół maszyn po każdym wyjeździe w teren oraz błyskawiczne zgłaszanie wszelkich zmian w kondycji zwierząt. Wirus krąży głównie w lesie, lecz ostatnią prostą do chlewni wytyczamy mu my sami.
Na razie pozostaje mieć nadzieję, że po letnim szczycie liczba ognisk zacznie hamować, a jesienne przymrozki ograniczą mobilność dzików i dadzą służbom chwilę oddechu. Pewne jest jedno: walka z ASF to maraton, nie sprint.




































