Nie musisz znosić hałasu sąsiada. Prawo daje narzędzie do obrony, nawet 5000 zł kary

Scenariusz znany aż za dobrze. Sobotnie popołudnie, chwila wytchnienia po całym tygodniu, a zza ściany dobiega ryk piły tarczowej. I tak od kilku tygodni. Choć remont to święta rzecz i każdy musi go kiedyś zrobić, to czy czyjaś wolność do ulepszania mieszkania może bez końca odbierać spokój innym? Granica między sąsiedzką wyrozumiałością a walką o własne nerwy bywa cienka. Okazuje się, że prawo wcale nie jest w tej kwestii bezsilne, a uciążliwy hałas ma swoje granice.
Mój dom, moja twierdza? Nie do końca
Przekonanie, że we własnych czterech ścianach wolno nam wszystko, jest jednym z najczęstszych źródeł sąsiedzkich konfliktów. Mamy prawo do swobodnego korzystania z naszej własności, w tym do przeprowadzania remontów, ale ta swoboda kończy się tam, gdzie zaczyna się prawo innych do spokojnego życia.

Zasada ta nie jest jedynie kwestią dobrych obyczajów. Regulują ją zarówno przepisy Kodeksu cywilnego dotyczące tak zwanych immisji (czyli oddziaływań na sąsiednie nieruchomości), jak i regulaminy porządku domowego w spółdzielniach czy wspólnotach mieszkaniowych. Żaden z tych dokumentów nie daje nikomu prawa do bezterminowego i nieograniczonego generowania hałasu, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie innym.
Cisza nocna to nie jedyna zasada
Większość z nas wie o istnieniu ciszy nocnej, która zazwyczaj obowiązuje między godziną 22:00 a 6:00. Jej zakłócanie jest oczywistym powodem do interwencji, jednak błędem jest myślenie, że przed godziną 22:00 panuje pełna dowolność. Kluczowe staje się pojęcie uciążliwego hałasu, które wprowadza Kodeks wykroczeń. Art. 51 mówi o karaniu tego, kto „krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym”. Przepis ten nie ogranicza się wyłącznie do nocy. Jeśli więc remont sąsiada jest uporczywy, ponieważ trwa tygodniami przez wiele godzin dziennie, nadmierny, uniemożliwiając odpoczynek czy pracę, lub pozbawiony logiki, bo prace prowadzone są o niestandardowych porach, mamy do czynienia z zakłócaniem spokoju, które może być podstawą do reakcji niezależnie od pory dnia.
Od rozmowy po mandat – jakie są konsekwencje?
Nikt nie chce od razu wchodzić na wojenną ścieżkę z sąsiadem, dlatego pierwszym i najlepszym krokiem jest zawsze spokojna rozmowa. Jeśli jednak prośby nie przynoszą skutku, mamy prawo wezwać patrol policji lub straży miejskiej.
Funkcjonariusze na miejscu ocenią sytuację i, jeśli uznają, że doszło do zakłócenia spokoju, mogą zastosować pouczenie, nałożyć mandat karny w wysokości do 500 zł lub skierować wniosek o ukaranie do sądu. W postępowaniu sądowym kara może być znacznie dotkliwsza – sąd ma możliwość nałożenia grzywny w wysokości nawet do 5000 zł, a w skrajnych przypadkach orzec karę aresztu lub ograniczenia wolności. Prawo stoi po stronie tych, których spokój został naruszony w sposób wykraczający poza akceptowalne normy życia społecznego.



































