Przeprowadzili się na wieś, pozwali rolnika za zapachy z chlewni. Jest ruch ministra Krajewskiego

Wielu Polaków przeprowadza się na wieś, marząc o spokoju i sielskim klimacie. Ale czy wieś może istnieć bez zapachu gospodarstwa? Gdy lokalne konflikty trafiają na wokandę, sytuacja przestaje być oczywista. Sąd Najwyższy postawił kropkę nad i, a rolnik z Grodziska właśnie poznał surowy rachunek za uciążliwy zapach swojej chlewni. Spór o odór dopiero się rozpędza, a głos zabiera nowy minister rolnictwa Stefan Krajewski.
Wiejska sielanka tylko na obrazku? Coraz więcej konfliktów między mieszkańcami a rolnikami
Moda na życie poza miastem trwa w najlepsze. Coraz więcej mieszkańców dużych aglomeracji porzuca bloki i wybiera wieś jako miejsce do życia. Kuszą niższe ceny działek, przestrzeń, bliskość natury i wyidealizowane wyobrażenie o spokoju. Jednak dla wielu to, co miało być spełnieniem marzeń, okazuje się źródłem frustracji.
Wiejskie realia bywają brutalne – poranne odgłosy maszyn, hałas podczas żniw, a przede wszystkim zapachy związane z hodowlą i produkcją rolną. Niektórzy mieszkańcy wsi twierdzą, że są one nie do zniesienia. Dla rolników to jednak normalność i codzienna praca. Ścierają się więc dwa porządki – miejska wrażliwość i wiejska rzeczywistość.
Zderzenie tych światów nie jest już rzadkością. Przeciwnie – coraz częściej prowadzi do eskalacji sąsiedzkich konfliktów, interwencji urzędów, a nawet spraw sądowych, czego przykładem jest głośna sprawa Szymona Kluki z Grodziska z 2012 roku.

Miasteczko kontra chlewnia – konflikt z 2012 roku
W Polsce coraz częściej mamy do czynienia z pozwami, w których głównym zarzutem są tzw. immisje z art. 144 Kodeksu cywilnego – negatywne oddziaływania sąsiadów, takie jak hałas, pył czy zapach. Na wsiach ten ostatni zarzut staje się szczególnie palący. Szczególnie gdy mamy do czynienia z gospodarstwami hodowlanymi, w których intensywny zapach chlewni jest nieuniknioną częścią produkcji.
Jeden z najgłośniejszych przypadków dotyczy rolnika z centralnej Polski, którego sąsiedzi – nowi mieszkańcy – pozwali za uciążliwy odór. Gdy w 2012 r. do sąsiedztwa Szymona Kluki wprowadziła się rodzina z miasta, zapach dobiegający z chlewni, w której hodował 360 sztuk trzody chlewnej, nagle stał się problemem. Nie pomogły ani zmiany godzin karmienia, ani dodatkowe filtry, ani obsadzenie płotu tujami. Mediacje utknęły w martwym punkcie – sąsiedzi wnieśli pozew cywilny, zarzucając rolnikowi naruszenie ich dóbr osobistych. Tak wystartował maraton pism, wizji lokalnych i opinii biegłych, który trwał ponad dekadę.

Proces trwał kilkanaście lat, a jego finał - w sumie 13 lat batalii przed sądami administracyjnymi i cywilnymi - odbił się szerokim echem. Co ciekawe, wcześniej Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził legalność chlewni, ale w procedurze cywilnej kluczowe okazało się przekroczenie „przeciętnej miary” immisji zapachowych.
28 maja 2025 r. Sąd Najwyższy oddalił kasację Kluki i utrzymał wcześniejsze orzeczenie: 120 tys. zł zadośćuczynienia dla sąsiadów za „ponadprzeciętną uciążliwość zapachową”. To przykład nie tylko rosnącego problemu społecznego, ale również prawnego – bo brakuje jasnych regulacji chroniących interesy obu stron.
Rolnik przegrał sprawę. Minister rolnictwa składa śmiałą deklarację
Sądy coraz częściej przyznają rację skarżącym się mieszkańcom, nawet jeśli działalność rolnicza jest zgodna z przepisami. Rolnicy ostrzegają: jeśli nie pojawią się odpowiednie zmiany w prawie, produkcja rolna może stać się nieopłacalna – nie z powodu kosztów, ale ze względu na otoczenie. Kluka przekonuje, że po takim wyroku „żaden rolnik nie może czuć się bezpiecznie”, bo nie istnieje obiektywny „miernik smrodu". Rolnik pieniądze już przelał, ale wraz z prawnikami myśli o skardze nadzwyczajnej; resort deklaruje wsparcie, lecz ruch należy do Prokuratora Generalnego lub Rzecznika Praw Obywatelskich.
Mówili, że dadzą kancelarię prawną, pomogą nawet w napisaniu skargi, ale to była tylko propozycja, potem się wycofali. Gadanie, obiecywanie. Nie mam nadziei – mówił, podkreślając brak realnej pomocy ze strony państwa.
W sprawę zaangażował się nowy minister rolnictwa Stefan Krajewski, który zapowiedział, że partia pokryje część kary z funduszu Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL), a ponad 80 tys. zł udało się zebrać w ramach publicznej zbiórki.
Umówiłem się z panem Szymonem Kluką, że część pieniędzy pokryjemy z pieniędzy Polskiego Stronnictwa Ludowego – zadeklarował minister Krajewski.
Oprócz tego do Sejmu trafi projekt ustawy „o produkcyjnej funkcji wsi”, mający chronić gospodarstwa przed podobnymi roszczeniami. Wstępne założenia – limit jednostek odorowych, uproszczone pozwolenia środowiskowe dla małych hodowców i zasada pierwszeństwa funkcji rolniczej – już wzbudziły protest ekologów, którzy widzą w niej „licencję na śmierdzenie”. Z kolei izby rolnicze domagają się ulg podatkowych na modernizację systemów wentylacji.
Charakter wsi się zmienia. Nowych mieszkańców obszarów wiejskich jest coraz więcej i zdarza się, że nie akceptują oni uciążliwości związanych z produkcją rolną. Naszym zadaniem jest ochrona interesów rolników – podkreślił minister w oficjalnym komunikacie Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Spór, który rozpoczął się od zapachu chlewni, przerodził się w ogólnokrajową debatę o granicach wolności na wsi. W tle pojawia się pytanie: czy wieś ma nadal służyć rolnictwu, czy już tylko wiejskiemu stylowi życia? I najważniejsze – kto ponosi odpowiedzialność za brak jasnych regulacji, które mogłyby zapobiec takim konfliktom?




































