Zacznie się po Wszystkich Świętych. IMGW ostrzega, Polaków czeka nagły zwrot w pogodzie
Jesienna pogoda w Polsce potrafi być piękna, ale również dać w kość. We Wszystkich Świętych, kiedy trwają podróże po cmentarzach, zza chmur wygląda słońce, a temperatura sprzyja. To ma się jednak skończyć. Najnowsze prognozy pogody zdradzają, jak będą wyglądały kolejne dni. Szykuje się załamanie.
Złota polska jesień w 2025 roku
Złota polska jesień to zjawisko, za którym Polacy tęsknią przez cały rok. W klasycznym ujęciu definiuje ją stabilna, rozległa sytuacja wyżowa (panowanie wyżu barycznego), która gwarantuje brak opadów, słaby wiatr i przede wszystkim dużą dobową amplitudę temperatury. Noce i poranki są już rześkie, często z przymrozkami radiacyjnymi (wypromieniowanie ciepła z gruntu przy bezchmurnym niebie), ale w ciągu dnia słońce, operujące już pod niskim kątem, potrafi ogrzać powietrze do przyjemnych 15 stopni.
To właśnie ten kontrast, suche powietrze i słońce podbijające nasycenie kolorowych liści, tworzą atmosferę, którą tak cenimy. To także czas "babiego lata”, czyli unoszących się w powietrzu nici pajęczych. Niestety, w ostatnich latach obserwujemy, że klasyczna, wielotygodniowa i stabilna złota jesień zdarza się coraz rzadziej. Tegoroczny październik był tego doskonałym przykładem, był raczej dynamiczny, przeplatając krótkie, dwu-trzydniowe okresy słońca z dniami deszczowymi, wietrznymi i pochmurnymi. Tym bardziej zaskakujące jest uderzenie ciepła, którego doświadczamy dokładnie 1 listopada.

W południowej Polsce, od Wrocławia, przez Opole, Katowice, Kraków, po Rzeszów, termometry pokazują wartości rzędu 18-20 stopni Celsjusza. W centrum kraju, w tym w Warszawie, jest około 16-17 stopni. To aura bardziej przypominająca drugą połowę września niż początek listopada. Eksperci Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wskazują, że jest to jaskrawy dowód na zmiany klimatyczne widoczne w Polsce jesienią. O ile całe sezony się systematycznie ocieplają, rośnie przede wszystkim częstotliwość i intensywność zjawisk ekstremalnych. Doświadczamy więc albo nietypowych, bardzo silnych fal ciepła, jak ta obecna, albo gwałtownych, wczesnych uderzeń chłodu. Stabilizacja, będąca esencją "babiego lata”, staje się towarem deficytowym. Dzisiejsze ciepło jest imponujące, ale niestety bardzo ulotne i, co podkreślają synoptycy, nie ma nic wspólnego ze stabilnym wyżem złotej jesieni.
Pogoda rozpieszcza we Wszystkich Świętych
Aby zrozumieć skalę anomalii, z jaką mamy do czynienia w tegoroczne Wszystkich Świętych, warto spojrzeć na średnie temperatury dla listopada w Polsce. Dane wieloletnie, bazujące na normie klimatologicznej z lat 1991-2020, gromadzone przez IMGW, nie pozostawiają żadnych złudzeń. Listopad to miesiąc należący już klimatycznie do "przedzimia”. Średnia dobowa temperatura waha się zazwyczaj od około 1-3 stopni Celsjusza na północnym wschodzie (tzw. polski biegun zimna, czyli region Suwałk) do 4-6 stopni na zachodzie i wybrzeżu.
W centrum kraju norma oscyluje wokół 3,5 stopnia. To okres, w którym statystycznie dni słonecznych jest najmniej w całym roku. Dominują zgniłe wyże (przynoszące niskie chmury warstwowe Stratus i mgły) lub aktywne niże atlantyckie, które transportują potężną dawkę wilgoci i opadów, coraz częściej o charakterze deszczu ze śniegiem lub samego śniegu. Nocne przymrozki stają się niemal codziennością, a dzienne temperatury rzadko kiedy mają siłę przekroczyć 10 stopni. Tymczasem obecna sytuacja jest skrajnie odmienna.

Jak donoszą synoptycy, nad Polskę dotarł potężny układ baryczny, który bardzo aktywną adwekcją (dynamicznym napływem) zaciąga ekstremalnie ciepłe masy powietrza wprost z południa i południowego zachodu kontynentu, znad basenu Morza Śródziemnego, a być może nawet częściowo o charakterze zwrotnikowym. To właśnie ten napływ, a nie lokalne ogrzewanie od słońca, odpowiada za niemal wiosenne wskazania termometrów. Wskazania rzędu 20 stopni Celsjusza oznaczają anomalię dobową przekraczającą 12, a lokalnie nawet 15 stopni powyżej normy wieloletniej. Polacy masowo ruszyli na cmentarze w lekkich kurtkach, a nawet w samych bluzach, co 1 listopada zdarza się historycznie niezwykle rzadko. Jest to jednak klasyczna cisza przed burzą, a raczej przed gwałtownym ochłodzeniem, które już czai się za naszymi zachodnimi i północnymi granicami.
Zobacz: Właśnie pojawiły się w lasach. Szukaj tego miejsca, a wrócisz z pełnym koszem grzybów
Już po Wszystkich Świętych załamanie pogody
Meteorolodzy są absolutnie zgodni, że sielanka nie potrwa długo. Obecne ciepło jest związane z ciepłym wycinkiem niżu, który przesuwa się nad Skandynawią, a jego chłodny front zbliża się do Polski. Już niedziela, 2 listopada, przyniesie zauważalne ochłodzenie, szczególnie w północnej połowie kraju, gdzie temperatury spadną poniżej 10 stopni i pojawią się opady. Prawdziwe załamanie pogody było jednak prognozowane na początek tygodnia, a ochłodzenie rozkładało się na kilka pierwszych dni listopada, zamiast stanowić gwałtowne uderzenie jednego dnia.
Wtedy to nad Polskę z północnego zachodu nasunie się bardzo aktywny, drugorzędny front atmosferyczny. Za frontem tym kryje się zupełnie inna masa powietrza, zimna, pochodzenia arktycznego, która spłynie do nas znad Skandynawii i Morza Barentsa. Front przyniesie nie tylko opady deszczu, ale przede wszystkim gwałtowny spadek temperatur. W większości kraju termometry w najcieplejszym momencie dnia będą miały problem z przekroczeniem 5-8 stopni Celsjusza. Oznacza to szok termiczny i spadek temperatury o ponad 10-12 stopni w zaledwie 48 godzin. Znacznie chłodniej zrobi się w nocy.
Od wtorku i środy niemal w całym kraju musimy liczyć się z powszechnymi nocnymi i porannymi przymrozkami, a na wschodzie i północnym wschodzie mróz może trzymać także w ciągu dnia. To właśnie na Suwalszczyźnie, Podlasiu, a także w rejonach podgórskich Karpat, mróz może być już całodobowy. Co więcej, modele prognostyczne wyraźnie wskazują, że w połowie tygodnia na terenach górskich opady deszczu przejdą w intensywne opady śniegu, tworząc pierwszą pokrywę. Biało może zrobić się także na nizinach północno-wschodniej Polski, gdzie spadnie deszcz ze śniegiem lub mokry śnieg. Krótko mówiąc, tegoroczny listopad rozpoczyna się spektakularnym rekordem ciepła tylko po to, by zaraz potem pokazać swoje prawdziwe, zimne oblicze i przypomnieć, że zima puka już do drzwi.