Zapisy na karpia, ceny przyprawiają o zawrót głowy. Te kwoty są z kosmosu
Zanim jeszcze zniknęły znicze ze sklepowych półek, rybacy rozpoczęli zapisy na wigilijnego karpia. Chętni wpłacają zaliczki już w listopadzie – i od razu łapią się za portfel. Tegoroczne ceny potrafią zaskoczyć nawet stałych bywalców świątecznych stoisk.
Karp na zamówienie – dlaczego już teraz?
Wzrost cen żywności i obawa przed świąteczną drożyzną sprawiają, że wielu klientów decyduje się na wcześniejszy zakup karpia. Gospodarstwa rybackie z Mazowsza, Wielkopolski i Warmii przyjmują rezerwacje już od początku listopada. Standardowa cena to 25 zł za kilogram – taka sama jak w zeszłym roku. Aby zarezerwować rybę, wystarczy telefon, wpłata zadatku i odbiór od 10 grudnia – zanim ustawią się świąteczne kolejki.
Analiza ogłoszeń pokazuje, że cena 25 zł za kilogram obowiązuje w większości regionów, m.in. w Legnicy, Kaliszu czy na Mazurach. Na Śląsku pojawiają się oferty po 24 zł, a w Małopolsce rekordowo niskie 23 zł. Z drugiej strony największe gospodarstwo w Niemodlinie oferuje żywego karpia po 30 zł za kilogram. Patroszenie lub filetowanie to dodatkowy koszt kilku złotych. Przy czteroosobowej Wigilii może to oznaczać wydatek większy o kilkadziesiąt złotych w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Co oferują klientom hodowcy i gdzie szukać, by za karpia nie przepłacić? Już wyjaśniamy

Mniej ryby, ale ceny bez wzrostu – jak to możliwe?
Tegoroczny sezon rybacki był trudny – wyjątkowo chłodna wiosna opóźniła wzrost ryb, a niski poziom wody w stawach ograniczył dostęp do paszy. Hodowcy szacują, że masa karpi jest o kilkanaście procent niższa niż przed rokiem.
Mimo to ceny nie poszły znacząco w górę – branża nie chce stracić klientów na rzecz dyskontów. Zamiast podwyżek oferuje promocje: darmowe patroszenie, gwarancję świeżości czy brak posmaku mułu.
Jak kupić taniej i nie rezygnować z tradycji?
Jeśli chcesz zaoszczędzić, kup karpia z mniejszego gospodarstwa już w listopadzie. Po odpowiednim przygotowaniu – osuszeniu i szczelnym zapakowaniu – można go bezpiecznie zamrozić do świąt.
Alternatywą są inne ryby słodkowodne: lin i amur. Smakują delikatniej niż karp, zawierają mniej ości i są łatwiejsze do zaakceptowania przez dzieci czy osoby starsze. W tym roku kosztują podobnie – warto dać im szansę, nie rezygnując z rybnej tradycji na świątecznym stole.