Sezon na polskie czereśnie w pełni. Owoców na targach przybywa, co stwarza niesamowitą konkurencję dla handlarzy. Najwięcej jednak nie polskich, a rumuńskich czereśni spotkać można na giełdzie. Najgorzej jest na krakowskich Rybitwach. Zagraniczne owoce sprzedawane są po niższych cenach niż polskie, dlatego rolnicy wystosowali apel do rządu, by ukrócić precedens nieuczciwej konkurencji.
Nie ma wątpliwości, że ostatnie dwa miesiące to huśtawka pogodowa, która ostatecznie wpłynęła na okres wegetacyjny roślin. Marcowe temperatury sięgały nawet 25 stopni Celsjusza, natomiast kwiecień wplótł kilka potężnych dni z przymrozkami. Skutek jest taki, że owoce pojawiające się o tej porze roku są kosmicznie drogie. Wystarczy spojrzeć na pierwsze czereśnie z importu na straganach, gdzie ceny za kilogram oscylują w granicach nawet 200 zł.
Tegoroczne niskie zbiory owoców nie przyniosły producentom korzystnych warunków cenowych. Jakby tego było mało, w sezonie na polski rynek trafiały tańsze owoce z importu, które były sprzedawane przez duże sieci handlowe. Kłopoty na rynku owoców miękkich nie ominęły producentów czereśni.
Producenci wielu produktów rolno-spożywczych już od dłuższego czasu wskazują na nieuczciwe praktyki pośredników, w których wyniku ceny za towary w skupach są zatrważająco niskie. By zapobiec niesprawiedliwej przewadze kontraktowej, Wielkopolska Izba Rolnicza po raz kolejny zwróciła się do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o ustalenie minimalnych cen niektórych produktów rolno-spożywczych. Zwolennicy cen minimalnych będę mieli nietęgie miny: resort rolnictwa odpowiedział, iż zarówno w świetle prawa polskiego, jak i unijnego nie ma możliwości ustanawiania minimalnych cen.Poradzono natomiast, by poszkodowani rolnicy tworzyli grupy producenckie i na własną rękę starali się o skracanie łańcucha dostaw poprzez sprzedaż detaliczną w swojej okolicy. Batalia o ceny minimalne i stanowisko MRiRWPomysł dotyczący wprowadzenia cen minimalnych na produkty rolno-spożywcze zrodził się w wyniku frustracji, jaką przeżywają rolnicy sprzedający swoje towary w skupach po bardzo niekorzystnych dla nich stawkach. Gospodarze mówią otwarcie - rynkiem spożywczym rządzą pośrednicy, niejednokrotnie w niezbyt uczciwy sposób wykorzystując swoją przewagę kontraktową. W sprawę zaangażowała się Wielkopolska Izba Rolnicza, która po raz kolejny zaapelowała do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o podjęcie kroków w kierunku ustalenia cen minimalnych towarów sprzedawanych przed rolników. Wkrótce okazało się, że dyktowanie cen nie jest możliwe - zarówno w świetle przepisów polskich, jak i unijnych. Praktyki takie, choć popularne w gospodarce sterowanej, nie mają prawa bytu w ustroju kapitalistycznym.
Nad wielkopolskimi producentami czereśni mogą zbierać się czarne chmury - jak relacjonuje poznańska TVP3, część polskich sadowników rozważa wygaszanie lub znaczne ograniczenie produkcji owoców tego gatunku ze względu na zbyt dużą konkurencję cenową czereśni pochodzących z importu. W skupach czereśnie mają niskie ceny, co nie pozwala ich producentom na utrzymanie płynności finansowej czy uzyskiwanie satysfakcjonujących zysków. Skutkiem tego są plany wycofywania się z czereśniowego biznesu. Importowane czereśnie wygrywają z krajowymiWielu konsumentów w sklepach spożywczych - również ze względów finansowych i potrzeby oszczędzania - wybiera produkty nie ze względu na kraj ich pochodzenia, a na cenę. Dobitnym tego przykładem są czereśnie - importowane owoce kosztują mniej, a polscy producenci sromotnie przegrywają walkę o konsumenta. Jak podaje poznańska TVP3, wielkopolscy producenci czereśni po niekorzystnym sezonie snują plany dotyczące wygaszania dalszej uprawy owoców ze względu na małe zyski z prowadzenia biznesu. Choć zbiory w tym roku nie będą należały do skąpych, to nie oznacza to wcale, że do kieszeni rolników trafi proporcjonalnie więcej pieniędzy. Obecnie za kilogram czereśni na bazarach trzeba zapłacić od ośmiu do piętnastu złotych.
- Chce wam pokazać dzisiejszy problem rolnictwa, sadownictwa, całego sektora produkcyjnego - mówi na nagraniu zamieszczonym przez AGROunię Daniel z Mazowsza.
W ostatnich latach rolnicy coraz częściej mierzą się z trudnym do rozwiązania problemem, jakim jest brak chętnych do prac sezonowych. Osób, które odpowiadają na ogłoszenia jest bardzo niewiele, a zazwyczaj i tak chcą one otrzymywać większe stawki, niż te proponowane przez rolników. Wiele osób wskazuje na trudne warunki pracy i nieproporcjonalne do nich zarobki. W internecie pojawiają się dodatkowo komentarze na temat niekorzystnej atmosfery w pracy. Czy to oznacza, że kryzys na rynku pracy w sektorze rolnym będzie się tylko pogłębiał? Problem z brakiem pracowników do zbioru owoców Truskawki, maliny, czereśnie, wiśnie, borówki, agrest - wszystkie te owoce są zbieranie siłą ludzkich mięśni. A tych do pracy potrzeba wiele, zwłaszcza w czasie, gdy rolnicy bezskutecznie próbują znaleźć pracowników na swoje pola. Owoce czekają na zebranie, jednakże nic nie wskazuje na to, by kryzys na rolniczym rynku pracy miał minąć. Powód? Niewykluczone, że jest nim zbyt niska stawka godzinowa, która wielu osób już nie satysfakcjonuje. Rolnicy w tym samym momencie wskazują, że nie mogą oferować zarobku rzędu 20 złotych netto za godzinę, gdyż w przeciwnym wypadku produkcja stałaby się dla nich kompletnie nieopłacalna. Właściciele plantacji ubolewają, że pracownicy potrafią rezygnować z pracy bez uprzedzenia z dnia na dzień. Pojawiają się coraz częstsze głosy, że przy zbiorach pracuje coraz mniej Polaków, a na ich miejscach pojawiają się Ukraińcy.