Ten błąd kosztuje krocie, pellet będzie do wyrzucenia. Polacy muszą o tym pamiętać
Wyobraź sobie, że wydajesz setki, a może nawet tysiące złotych na pellet drzewny. Gdy nadchodzi sezon grzewczy, odkrywasz, że opał nie nadaje się do użytku. Granulki popękały, pojawiła się wilgoć, a kaloryczność spadła do minimum. To nie pech ani przypadek, lecz efekt jednego, powszechnego błędu. Wystarczy niewłaściwe przechowywanie pelletu, by cały zapas nadawał się tylko do wyrzucenia. Ten błąd kosztuje krocie, dlatego Polacy powinni o nim pamiętać, zanim będzie za późno.
Wilgoć. Największy wróg pelletu
Najczęstszy grzech właścicieli pelletu to przechowywanie go w miejscach o wysokiej wilgotności. Garaż, piwnica czy nieocieplone pomieszczenie wydają się wygodne, ale są pułapką. Nawet jeśli worki są szczelnie zapakowane, woda potrafi przeniknąć do środka. Granulki zaczynają się rozpadać i tracą swoją zwartą formę. W skrajnych przypadkach pellet zamienia się w zwykłe trociny, które nie nadają się już do spalania.
Wilgoć sprawia też, że pellet traci kaloryczność. Część energii jest zużywana na odparowanie wody, a nie na ogrzewanie. Wystarczy kilka miesięcy niewłaściwego składowania, by zauważyć wyraźny spadek efektywności spalania. To nie czas jest wrogiem, ale sposób, w jaki pellet był przechowywany.
Brak wentylacji i wahania temperatur
Pellet potrzebuje powietrza, choć nie bezpośrednio. Pomieszczenie, w którym jest składowany, musi być przewiewne. Gdy powietrze stoi, wilgoć kumuluje się niepostrzeżenie, działając jak cicha trucizna. Nawet jeśli w pokoju wydaje się sucho, brak wentylacji prowadzi do zawilgocenia pelletu.
Zmienna temperatura to kolejny problem. Gdy pomieszczenie raz się nagrzewa, a potem wychładza, wewnątrz worków powstaje para wodna. Skropliny osiadają na granulkach, powodując ich nasiąkanie i rozpad. Wielu właścicieli przechowuje pellet na zewnątrz, pod daszkiem lub przy ścianie budynku, wierząc, że to bezpieczne rozwiązanie. Tymczasem słońce, deszcz i wilgoć potrafią zniszczyć nawet najlepszy opał.
Straty większe, niż się wydaje
Pellet nie jest tani. Każda tona kosztuje od kilkuset do ponad tysiąca złotych, w zależności od jakości i sezonu. Jeśli choć kilka worków zostanie zawilgoconych, strata jest bolesna. Jeśli uszkodzi się większa część zapasu, można mówić o finansowej katastrofie. Zawilgocony pellet to nie tylko utracone pieniądze, lecz także utrata ciepła w środku zimy.
Co gorsza, próba spalenia takiego opału może skończyć się źle. Pylisty, zniszczony pellet nie tylko dymi, ale też zanieczyszcza piec. Może nawet doprowadzić do awarii systemu grzewczego. To już nie jest tylko strata pieniędzy, ale realne ryzyko dla bezpieczeństwa i sprzętu.
Jak uratować pellet przed zimą
Najważniejsze to wybrać odpowiednie miejsce do przechowywania. Pellet powinien leżeć w suchym, przewiewnym pomieszczeniu. Kotłownia sprawdzi się doskonale, jeśli jest dobrze izolowana i chroniona przed wilgocią. Worki nie mogą leżeć bezpośrednio na betonie. Najlepiej położyć je na paletach lub drewnianych podkładach, które zapewnią cyrkulację powietrza.
Dobrym rozwiązaniem są też specjalne silosy lub szczelne zbiorniki, które chronią opał przed wilgocią i wahaniami temperatury. Dzięki temu pellet zachowuje pełną kaloryczność przez całą zimę. Warto również pamiętać, by zawsze zamykać worki po otwarciu i nigdy nie wystawiać ich na deszcz, śnieg czy zalanie. Czasem wystarczy kilka godzin kontaktu z wodą, by cały zapas opału stał się bezużyteczny.
Z pozoru drobny błąd, jakim jest niewłaściwe przechowywanie pelletu, może kosztować krocie. Granulki, które miały ogrzewać dom, zamieniają się w pył, a ciepło w pieniądze wyrzucone w błoto. W czasach, gdy koszty energii rosną, taki błąd boli podwójnie. Pellet to nie zwykły worek trocin, lecz paliwo, które wymaga troski i odpowiednich warunków. Warto o tym pamiętać, zanim przyjdą mrozy i okaże się, że zamiast grzać dom, grzejemy własny portfel.
Źródło: Onet