Mieli wprowadzić zakaz aut spalinowych, UE podjęła inną decyzję. Kierowcy odetchną z ulgą
Komisja Europejska dokonała znaczącego zwrotu w swojej polityce klimatycznej dotyczącej motoryzacji, rezygnując z kontrowersyjnego i budzącego skrajne emocje planu całkowitego zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych. Pierwotne założenia, które miały wejść w życie w połowie przyszłej dekady, zostały zweryfikowane przez twarde realia rynkowe oraz opór części państw członkowskich i producentów. Nowa propozycja Brukseli wprowadza elastyczność, która pozwala na dalsze funkcjonowanie tradycyjnych napędów, pod warunkiem spełnienia rygorystycznych norm emisji, co stanowi istotną zmianę kursu w dążeniu do neutralności klimatycznej.
Zamiast zakazu nowe cele redukcyjne
Rewolucja na europejskich drogach będzie przebiegać inaczej, niż zapowiadano, ponieważ Komisja Europejska oficjalnie wycofała się z pomysłu całkowitego zakazu rejestracji nowych aut spalinowych po 2035 roku. W miejsce bezwzględnego zakazu wprowadzony zostanie obowiązek redukcji emisji dwutlenku węgla o 90 procent, co w praktyce oznacza pozostawienie furtki dla produkcji pojazdów z silnikami konwencjonalnymi. Taka zmiana stanowiska jest ukłonem w stronę realności gospodarczej i technologicznej, dając producentom szansę na dostosowanie się do wymogów ekologicznych bez konieczności całkowitego uśmiercania technologii spalinowej.
Nowe regulacje przewidują precyzyjny mechanizm radzenia sobie z pozostałymi 10 procentami emisji, które nie zostaną zredukowane. Producenci będą mogli kompensować ten margines poprzez wykorzystanie niskoemisyjnych rozwiązań, takich jak stosowanie stali niskowęglowej produkowanej na terenie Unii Europejskiej, a także inwestycje w e-paliwa oraz biopaliwa. Wopke Hoekstra, unijny komisarz do spraw klimatu, podkreśla, że choć celem pozostaje mobilność bezemisyjna, to wprowadzenie elastyczności ma pozwolić firmom motoryzacyjnym na osiągnięcie celów w sposób najbardziej opłacalny ekonomicznie.
Rynek weryfikuje elektryczną rewolucję
Decyzja urzędników z Brukseli nie wzięła się znikąd i jest bezpośrednią reakcją na pogarszającą się koniunkturę na rynku samochodów elektrycznych. Dane płynące zza oceanu są alarmujące dla entuzjastów elektromobilności – według S&P Global Mobility w 2024 roku aż 52,1 procent właścicieli elektryków w USA zdecydowało się na powrót do aut spalinowych. Trend ten potwierdzają ruchy wielkich graczy, takich jak Hertz, który wyprzedaje ze swojej floty samochody elektryczne, głównie marki Tesla, i wraca do pojazdów napędzanych gazem oraz benzyną.
Główną barierą hamującą rozwój tego segmentu rynku pozostają rosnące koszty, które przeczą tezie o taniejącej technologii. Według analiz firmy konsultingowej AlixPartners, koszt zakupu materiałów niezbędnych do wyprodukowania jednego samochodu elektrycznego wyniósł w 2023 roku 5076 dolarów, co oznacza wzrost aż o 2152 dolary w porównaniu do roku 2020. Wycofanie dopłat przez kraje takie jak Niemcy spowodowało drastyczne załamanie sprzedaży, co widać na przykładzie Norwegii, gdzie spadki w niektórych miesiącach przekraczały 90 procent.
Przyszłość należy do różnorodnych technologii
Wnioski wyciągnięte przez Komisję Europejską wskazują na to, że hybrydy typu plug-in, miękkie hybrydy oraz pojazdy z silnikami spalinowymi nadal będą odgrywać istotną rolę na europejskim rynku. Uznano, że transport nie powinien zostać całkowicie przejęty wyłącznie przez samochody elektryczne i wodorowe, co otwiera drogę do współistnienia różnych systemów napędowych. Jest to wyraźny sygnał, że w najbliższych latach nie będziemy świadkami monopolizacji rynku przez jedną technologię, a raczej ewolucji w kierunku zrównoważonego miksu energetycznego w transporcie.
Unijni decydenci zaczynają głośno mówić o prawie konsumentów do wyboru technologii, która najlepiej odpowiada ich potrzebom. Apostolos Tzitzikostas, komisarz ds. zrównoważonego transportu i turystyki, prognozuje nawet pojawienie się zupełnie nowych technologii po 2035 roku, co sugeruje otwartość na innowacje wykraczające poza obecne schematy. Takie podejście ma zapewnić, że to klienci, a nie tylko regulacje, będą mieli decydujący głos w kwestii tego, jakimi samochodami chcą jeździć w przyszłości.
Głosy sprzeciwu i obawy o przemysł
Rewizja planów jest efektem silnej presji ze strony rządów państw członkowskich oraz wiodących producentów samochodów, którzy od dawna ostrzegali przed negatywnymi skutkami zbyt szybkiej transformacji. Kraje takie jak Włochy czy Polska argumentowały, że agresywne odejście od obecnej technologii grozi zniszczeniem kluczowej gałęzi przemysłu w regionie. Obawy te znalazły potwierdzenie w działaniach koncernów takich jak Grupa Volkswagen czy Stellantis, które z powodu spadającego zainteresowania elektryfikacją zmuszone były do wstrzymywania pracy w swoich fabrykach aut elektrycznych.
Mimo ogłoszenia nowych wytycznych, proces legislacyjny nie został jeszcze zakończony i wymaga akceptacji na najwyższych szczeblach unijnych. Propozycja Komisji Europejskiej musi zostać zatwierdzona przez państwa członkowskie w ramach Rady UE oraz przez Parlament Europejski, a nie wszyscy są zadowoleni z takiego obrotu spraw. Jak informuje portal Money.pl, rewizja wcześniej przyjętego planu budzi kontrowersje, jednak dla wielu kierowców i pracowników sektora motoryzacyjnego jest to sygnał dający nadzieję na stabilizację i zachowanie miejsc pracy.