Zielona apteczka rośnie na miedzy. Dawniej nie wyobrażano sobie życia bez tej rośliny

Na pierwszy rzut oka wygląda jak byle chwast. Ta roślina przez stulecia ratowała rozbite kolana, łagodziła uciążliwy kaszel i karmiła zwierzęta, gdy trawa na pagórkach dawno już wyschła. Dziś wielu zapomina, że od najbliższej „zielonej apteki” dzieli ich zaledwie kilka kroków w stronę miedzy.
Zielone lekarstwo rośnie za twoim domem
Babka lancetowata (Plantago lanceolata) to niewysoka bylina z rodziny babkowatych, rozpoznawalna po długich, wąskich liściach ułożonych w rozetę oraz drobnych, brunatnych kwiatach z puszystymi pręcikami. Z pozoru delikatna, w rzeczywistości potrafi przetrwać suszę, ubogie podłoże i ciągłe deptanie.
Jej sekret tkwi w mocnym systemie korzeniowym i liściach bogatych w garbniki, irydoidy oraz śluzy. To właśnie te związki sprawiają, że po przyłożeniu świeżego listka rana szybciej się zasklepia, a syrop z suszonego ziela łagodzi napady kaszlu.


Rośnie tam, gdzie ma dość słońca. Od wiejskiego podwórka po górski gościniec
Babka lancetowata nie ma wygórowanych wymagań. Spotkamy ją na piaszczystym poboczu drogi, w szczelinach między płytami chodnika, na pastwisku pełnym końskich kopyt czy na zapomnianym ugorze. Najlepiej czuje się w miejscach nasłonecznionych, przepuszczalnych i lekko zasadowych, gdzie rywalizuje o przestrzeń z babką zwyczajną, przytulią i koniczyną.
W Polsce występuje niemal wszędzie – od Bałtyku aż po hale tatrzańskie – a jej kosmopolityczna natura sprawia, że bez zaproszenia rozgościła się także w Azji, Ameryce i Australii. Człowiek nie musiał jej przesadzać, wystarczyło, że wraz z sianem jechała wozem lub przyczepiła się do owczej wełny.
Dawna wieś nie wyobrażała sobie życia bez babki
Dzieci biegły po liście, gdy któreś wywróciło się na żwirze; kobiety przykrywały nimi obtarcia po nowych butach, a gospodarze dorzucali garść świeżej zieleniny do żłobu, by złagodzić kolkę u krowy. Z suszu gotowano gęsty odwar do płukania gardła przy anginie, a syrop wymieszany z miodem i spirytusem stał na kuchennej półce obok ziół „na ból brzucha”. W biedniejszych domach naparem leczono domowe ptactwo. Twierdzono ponoć, że kaczki po takiej kuracji znosiły więcej jaj.

Zimą babka lancetowata służyła za paszę ratunkową: zmielone nasiona dodawano do tzw. „późnej mąki”, aby chleb lepiej sycił. Nawet zielarze z Łysej Góry czy Podlasia powtarzali, że gdy w apteczce miało być tylko jedno ziele, wybór padał właśnie na babkę.



































