Obiecywali zdrowe cielaki, a przyszła tragedia. Rolnicy tracą pieniądze jeden po drugim

Wszystko miało być zgodne z ustaleniami – termin dostawy, wiek cieląt, waga. Rzeczywistość okazała się dramatycznie inna. Internetowe ogłoszenia stają się nową pułapką na polskich hodowców, a coraz więcej rolników dzieli się podobnymi historiami, w których zaufanie do sprzedawcy kończy się stratami finansowymi i problemami zdrowotnymi w stadzie.
Luka, którą wykorzystują oszuści. Zaufanie rolników wystawione na próbę
W dobie cyfrowego rolnictwa coraz więcej hodowców decyduje się na zakup oraz sprzedaż zwierząt za pośrednictwem Internetu. Jeśli chodzi o hodowlę krów, to zakup cieląt jest jednym z kluczowych etapów w prowadzeniu gospodarstwa hodowlanego, mający istotny wpływ na przyszłe wyniki produkcyjne oraz zdrowotność stada. Decyzja ta wymaga nie tylko odpowiedniego przygotowania zaplecza technicznego i żywieniowego, ale także wiedzy na temat pochodzenia, zdrowia i genetyki młodych zwierząt.
Dla wielu z rolników tego typu transakcja to szybka i wygodna forma zaopatrzenia gospodarstwa. Jednak – jak się okazuje – nie zawsze bezpieczna. Z jednym z takich przypadków zetknął się rolnik z województwa lubelskiego, który postanowił nabyć cielęta z ogłoszenia znalezionego online.
Kontakt telefoniczny, szybkie ustalenia i gotówka przy odbiorze – schemat znany i powielany przez wielu, niemniej w tym przypadku zakończony poważnym rozczarowaniem i stratami.
Chciałem kupić pięć byczków, ostatecznie dałem się namówić na sześć – relacjonuje hodowca w rozmowie z redakcją TPR.


Niepokojące objawy, brak dokumentów i niespójności w danych. Rolnicy zaczęli mówić jednym głosem
Dostawa cieląt nastąpiła wieczorem. Jak podaje rolnik, nie otrzymał żadnych dokumentów: ani potwierdzenia wpłaty, ani świadectw zdrowia. Tłumaczenia kierowcy były zaś dość lakoniczne, tłumacząc się pośpiechem i brakiem czasu.
Dopiero następnego dnia wyszły na jaw pierwsze nieścisłości: cielaki były wyraźnie mniejsze, niż deklarowano w ogłoszeniu – ważyły zaledwie 47–56 kg, choć miały sięgać nawet 110 kg. Do tego zamiast sześciu byczków przyjechały cztery byczki i dwie jałówki.
Pewnie zostały napojone na maksa przed dostawą, żeby brzuchy były pełne – komentuje hodowca.
Prawdziwy dramat zaczął się kilka dni później, gdy zwierzęta zaczęły chorować. Biegunki, odwodnienie, konieczność podawania elektrolitów, a finalnie – śmierć dwóch jałówek. Sekcja wykazała ostre zapalenie płuc i poważne problemy z układem pokarmowym. Co więcej, w dokumentacji sprzedaży pojawiły się błędy – m.in. daty narodzin cieląt przypadające na dzień po ich dostarczeniu.
"Dostałem pozew SMS-em". Hodowcy organizują się na Facebooku, a straty liczone są w tysiącach złotych
Z biegiem czasu okazało się, że nie był to odosobniony przypadek, a pokrzywdzonych jest więcej. Zawiedzeni i rozgoryczeni rolnicy zaczęli szukać kontaktu ze sprzedawcą. Na próżno. Gdy tylko padło pytanie o jakość cieląt i ich wagę – kontakt się urywał.
Ignorowanie połączeń, brak reakcji na wiadomości, milczenie ze strony sprzedawcy – wszystko trwało aż do momentu, gdy rolnik przekazał informację o śmierci kolejnego cielęcia. Dopiero wtedy otrzymał odpowiedź:
Sąd Rejonowy w Nowym Sączu Wydział Cywilny. (...) w serwisie Facebook opublikował wpis zawierający fałszywe informacje dotyczące działalności powoda. Dowody w tej sprawie, jak i zawiadomienie zostaną dostarczone pocztą w najbliższych dniach roboczych.

To nie była oficjalna korespondencja sądowa, a SMS stylizowany na wezwanie do sądu. Dokumentów nigdy nie dostarczono. W międzyczasie na Facebooku powstała grupa, do której dołączają kolejni poszkodowani. Historie są łudząco podobne – różne nazwiska, lokalizacje, ale ten sam numer telefonu i te same problemy z cielętami. Hodowcy przekonani są, że padli ofiarą zorganizowanego procederu. Niektórzy stracili kilka tysięcy złotych, inni – jak w przypadku rolnika ze Śląska – nawet więcej.
Ponieważ część była mniejsza niż się umawialiśmy, zeszli trochę z ceny. Wszystko było dobrze przez kilka dni. Potem zwierzęta zaczęły chorować. Siedem sztuk już padło – opowiada jeden z rolników.
Straty sięgają kilkunastu tysięcy złotych, a konsekwencje mogą być znacznie poważniejsze – zwłaszcza jeśli potwierdzą się podejrzenia o nielegalną sprzedaż zwierząt i fałszowanie danych.



































