Polska pod lupą w sprawie GMO. Wyniki kontroli mogą zaskoczyć niejednego producenta

Ponad dwa tysiące kontroli, szeroko zakrojone działania państwowych inspektorów i efekt, którego nie spodziewali się nawet niektórzy eksperci. Czy polski sektor rolny ma się czego obawiać? Wyniki już są. Co z nich wynika?
Wieloetapowe kontrole i rygorystyczne procedury. Sprawdzono tysiące hektarów upraw
W ostatnich miesiącach temat żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) znów powrócił na pierwsze strony serwisów informacyjnych. Dla wielu odbiorców hasło to kojarzy się z ryzykiem, kontrowersjami i pytaniami o długofalowe skutki dla zdrowia i środowiska. W tym kontekście warto przyjrzeć się, jak wygląda sytuacja w Polsce – zwłaszcza że właśnie opublikowano oficjalne dane z krajowych kontroli.
Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN) działa na podstawie precyzyjnie opracowanego systemu nadzoru nad materiałem siewnym i uprawami rolnymi. W 2024 roku Inspekcja przeprowadziła tysiące szczegółowych kontroli, które miały na celu jedno: wykrycie ewentualnych przypadków stosowania organizmów zmodyfikowanych genetycznie w polskim rolnictwie.
Nie są to działania nowe – system funkcjonuje od lat i jest podstawą tzw. Programu kontroli upraw GMO, zatwierdzanego corocznie. Szczególny nacisk położono na analizę kluczowych sektorów: kukurydzy, soi i rzepaku, które są najczęściej poddawane modyfikacjom w krajach spoza UE.

Czujność państwa nie słabnie. Z roku na rok liczba kontroli rośnie, a skala badań zaskakuje
Działania PIORiN w 2024 roku objęły 2 584 kontrole, co oznacza znaczący wzrost względem lat ubiegłych. Przeanalizowano m.in.:
- 483 partie materiału siewnego,
- 568 plantacji nasiennych,
- oraz ponad 1,5 tys. plantacji produkcyjnych.
Łączna powierzchnia objęta inspekcjami wyniosła ponad 13 tysięcy hektarów – to więcej niż całe roczne zasiewy rzepaku w niektórych województwach.
Tym, co może zaskakiwać, jest nie tylko skala działań, ale i fakt, że przez cały okres kontroli nie wykryto żadnych przypadków obecności GMO w analizowanych uprawach. Polska nadal pozostaje wolna od roślin modyfikowanych genetycznie, przynajmniej w zakresie oficjalnie dopuszczonych materiałów siewnych oraz zarejestrowanych plantacji.
Taki wynik może być istotny nie tylko z punktu widzenia konsumentów, ale także dla producentów rolnych, którzy eksportują swoje plony na rynki, gdzie obecność GMO mogłaby utrudnić handel.
Brak GMO w polskich uprawach, ale zakaz dla pasz wciąż odsuwany. Eksperci nie mają złudzeń
Choć rośliny zmodyfikowane genetycznie nie są obecne w krajowych uprawach, temat GMO powraca przy okazji innej, równie istotnej kwestii – pasz dla zwierząt.
Jak poinformowało WP Finanse, rząd zdecydował o kolejnym przesunięciu wejścia w życie ustawy zakazującej stosowania w żywieniu zwierząt pasz GMO. Nowa data to 1 stycznia 2030 roku, co oznacza kolejne pięć lat „okresu przejściowego”. Początkowo przepisy miały wejść w życie już z początkiem 2025 roku, jednak – jak pokazuje historia – temat jest odkładany od blisko dwóch dekad.
Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu, w rozmowie z WP Finanse mówi wprost:
– Co kilka lat jest stosowany taki wybieg prawny, że jest tzw. moratorium, czyli oddalenie tego wymogu w czasie. No i teraz kolejny raz będzie to miało miejsce – powiedział Danielak dla WP Finanse.

Powodem takiej decyzji jest brak alternatyw dla pasz GMO, które mogłyby zaspokoić potrzeby polskiego rynku. Wprowadzenie zakazu bez odpowiedniego zaplecza produkcyjnego mogłoby spowodować drastyczny wzrost kosztów produkcji mięsa i nabiału, a w konsekwencji – również cen dla konsumentów.
Choć temat genetycznie modyfikowanych organizmów budzi emocje i polityczne napięcia, aktualne wyniki pokazują, że polski sektor upraw rolnych pozostaje zgodny z restrykcyjnymi wymogami UE. Jednocześnie przesunięcie zakazu stosowania pasz GMO pokazuje, że pełne odejście od takich rozwiązań – nawet jeśli deklaratywnie pożądane – wciąż jest bardziej postulatem niż realną perspektywą.




































