Rolnicy ruszają na stolicę. Dramatyczna walka o przetrwanie na polskiej wsi

Choć wydawało się, że emocje opadły, rolnicy dziś znów zablokowali stolicę. Protestują przeciwko "śmiertelnej spirali regulacyjnej i ekonomicznej". Sygnał, który wysyłają, jest głośny i niepokojący. Dlaczego twierdzą, że "przędą na oparach"?
Presja rośnie, ale rozwiązania wciąż nie widać
Polscy rolnicy ponownie wyszli na ulice Warszawy, wyrażając swój sprzeciw wobec tego, co określają jako "śmiertelną spiralę regulacyjną i ekonomiczną", w jakiej się znaleźli. Dzisiejszy protest rozpoczął się 25 kwietnia o godz. 11, gromadząc rolników z różnych regionów kraju. Organizatorzy, powołując się na dramatyczne realia produkcji rolnej, alarmują, że sytuacja z miesiąca na miesiąc staje się coraz trudniejsza.
Uczestnicy protestu tłumaczą, że ich działania to konieczność wynikająca z bezsilności, nie polityczny teatr. – Nasza praca przestaje mieć sens – mówią wprost. Rolnicy są zgodni: brakuje realnych decyzji ze strony rządu, które mogłyby przynieść długofalową poprawę. Na razie – jak wskazują – dostają tylko puste obietnice.

Między młotem unijnych przepisów a kowadłem rynkowej konkurencji
Podczas protestu rolnicy wskazywali kilka palących problemów, z którymi mierzą się od miesięcy. Najwięcej emocji wzbudza polityka klimatyczna Unii Europejskiej, szczególnie ograniczenia związane z terenami Natura 2000 i restrykcjami dotyczącymi stosowania nawozów oraz środków ochrony roślin. Wielu z nich obawia się, że jeśli regulacje wejdą w życie w obecnym kształcie, działalność rolnicza w wielu regionach stanie się po prostu niemożliwa.
– Stop ideologicznemu odtwarzaniu przyrody naszym kosztem – apeluje Damian Murawiec z woj. warmińsko-mazurskiego, cytowany przez tygodnik-rolniczy.pl. Z kolei Stanisław Barna z woj. zachodniopomorskiego mówi o dramatycznym spadku opłacalności produkcji: – RSM kosztował ponad 1800 zł za tonę, teraz to już 1300 zł. Przędziemy na oparach – tłumaczy dla tygodnik-rolniczy.pl.
Niepokój budzi również kwestia importu produktów rolnych z Ukrainy. Choć obecnie obowiązują ograniczenia, to już 6 czerwca rynek może ponownie zostać otwarty. – Nie wytrzymamy konkurowania z tańszą produkcją z Ukrainy – alarmują rolnicy.
Rolnicy wracają do Warszawy. Protest rozpoczął się dziś o 11.00. Sygnał: jesteśmy na granicy wytrzymałości
Dziś, 25 kwietnia o godzinie 11:00, rozpoczął się kolejny ogólnopolski protest rolników w Warszawie. To już kolejna odsłona wielomiesięcznego konfliktu, który – jak wskazują sami zainteresowani – osiągnął punkt krytyczny. Zdaniem protestujących, obecne działania rządu nie rozwiązują żadnego z kluczowych problemów, z jakimi mierzą się gospodarstwa rolne w Polsce. Na transparentach i w przemówieniach dominowały hasła dotyczące Zielonego Ładu, taniego importu z Ukrainy oraz rosnących kosztów produkcji, które – ich zdaniem – zagrażają bytowi tysięcy rodzin.
– Nie wiem, co się z wami dzieje, że jesteście głusi i ślepi na to, co się dzieje w Polsce – apelował do innych rolników Stanisław Barna (tygodnik-rolniczy.pl), zachęcając do liczniejszego udziału w manifestacji.

Protesty rolników w 2024 roku objęły niemal 100 lokalizacji w całej Polsce, a także szereg miast europejskich. Szczególnie mocno wybrzmiewał wtedy sprzeciw wobec unijnego Zielonego Ładu, który – według protestujących – zamiast modernizacji niesie degradację polskiego rolnictwa. Dzisiejsza manifestacja to kontynuacja tamtych wydarzeń i zapowiedź, że rolnicy nie zamierzają zamilknąć.
Dzisiejszy protest w Warszawie to nie pojedynczy akt desperacji, ale kolejny element szerszej fali niezadowolenia, która przetacza się przez całą Europę. Polscy rolnicy wysyłają wyraźny sygnał – czują się pozostawieni sami sobie, w sytuacji, która bez zmian może prowadzić do masowego upadku rodzinnych gospodarstw. Trudno dziś przewidzieć, jak rozwinie się ten konflikt, ale jedno jest pewne: gniew rolników nie opadnie szybko, jeśli nie pojawią się konkretne decyzje i działania.



































