Stracili blisko 150 krów. Rodzina z Wierzbowa do dziś nie zna przyczyny pożaru
Tragiczne zdarzenie miało miejsce w nocy z 17 na 18 stycznia zaraz przy wjeździe do Wierzbowa, gdzie stała nowoczesna obora, należąca do rodziny Wróblewskich. Chociaż na budynku znajdował się i monitoring, tej nocy nie zadziałały. Kilka minut po tym, jak rodzina położyła się spać, zatelefonował sąsiad. Mężczyzna pochodzący z sąsiedniej wsi przekazał, że ich obora stoi w ogniu.
Obora stanęła w płomieniach
- Zerwaliśmy się na równe nogi, wybiegliśmy w butach, ale nawet bez skarpet. Potem tych przytopionych butów nie mogliśmy zdjąć z nóg. Pod bramą czekał na nas chłopak, który nas zaalarmował, a zaraz przybiegł i inny sąsiad ze wsi. Zadzwoniłam po straż, a zanim dojechali, próbowaliśmy otworzyć drzwi, by wypuścić bydło. Niestety sterowanie już nie działało, więc musieliśmy wyłamywać mierzeje - przekazała właścicielka w rozmowie z portalem Dziennik Bałtycki.
- Po dojeździe na miejsce zdarzenia stwierdzono, że budynek wykonany z elementów prefabrykowanych, pokryty płytą warstwową uległ pożarowi. Niestety w budynku znajdowały się zwierzęta w ilości 200 sztuk - przekazał st. bryg. Grzegorz Wilczński, zastępca komendanta miejskiego PSP w Łomży.
Ogień szybko przygasł, tliły się pojedyncze elementy konstrukcji, powodując zadymienie w obiekcie. Rodzina przed pożarem miała 219 sztuk bydła, w pożarze stracili 140 krów.
- Uratowaliśmy około 40 krów dojnych, ale i tak trzeba je było albo uśpić, albo skierować na ubój. Bo choć były żywe, miały powypalane oczy, wymiona... Aż strach wspominać. W sumie ze 135 krów dojnych zostało nam zaledwie cztery, które w tej chwili przebywają u zaprzyjaźnionych hodowców - przekazała właścicielka gospodarstwa.
Rodzina wciąż nie wie, co spowodowało pożar
Nowa obora została oddana do użytku zaledwie w 2018 roku. Rodzina Wróblewskich zainwestowała w nią wszystkie oszczędności i wymusiła zaciągnięcie kredytu.
- Konstrukcja wykonana była ze stali, ściany z elementów prefabrykowanych, a jako pokrycie dachu zastosowano płytę warstwową. Szczeliny w ścianach zasłaniane były kurtynami poliwęglanowymi. Sama stal i beton, tu nie miało prawa nic się zapalić. Ciągle zadajemy sobie pytanie: co zrobiono nie tak - przekazała właścicielka.
Jednak rodzina to nie budynku żałuje, a zwierząt, które zginęły tej nocy. Wróblewscy do dziś nie wiedzą, co mogło być przyczyną pożaru. Nikt nawet nie chce myśleć, że ktoś mógł podpalić zwierzęta celowo.
- Strażacy poinformowali nas tylko, że pożar wybuchł z tyłu, z lewej strony. Zabezpieczono monitoring, więc mamy nadzieję, że ustalą, co się wydarzyło tej nocy - przekazała.
Wróblewscy w rozmowie z portalem podziękowali wszystkim, którzy włączyli się w pomoc. Ośrodek Pomocy Społecznej w Śniadowie zachęcał każdego, kto może do wpłat na dane: Wróblewska Iwona Barbara, nr konta: 60 8757 1024 3903 0658 3000 0010 z dopiskiem „darowizna w związku z pożarem”.
- Czujemy ogromną wdzięczność za każde wsparcie. Zarówno za czyny, jak i za dobre słowo. Za pracę przy usuwaniu skutków pożaru, jak i za wpłaty. A pomoc płynie z całego kraju. Zwykle to my udzielaliśmy komuś wsparcia, a teraz sami potrzebujemy pomocy - dodała.
Zapraszamy na Twittera Rolnik Info twitter.com/rolnikinfo
Artykuły polecane przez redakcję RolnikInfo:
Maszyny rolnicze poszły z dymem. Dramat rodzinnej firmy na Mazowszu
Stracili blisko 150 krów. Rodzina z Wierzbowa do dziś nie zna przyczyny pożaru
Gmina Czernice Borowe: W chlewni padło prawie 500 sztuk trzody chlewnej
Źródło: Dziennik Bałtycki, mylomza.pl