"Grzyb UFO" pojawił się w polskich lasach. Wygląda nieziemsko, ale lepiej go nie zbieraj

W powietrzu czuć już jesień, dlatego Polacy coraz liczniej ruszają w las na łowy. W koszykach królują prawdziwki, podgrzybki i kurki, ale wśród mchów czai się też coś, co wygląda jak przybysz z innej planety – połączenie meduzy i rozgwiazdy. Skąd wziął się w naszych borach? Co łączy go z odstręczającym okratkiem australijskim i czy możemy przyrządzić go w jajecznicy? Odpowiedzi zaskoczą nawet wytrawnych grzybiarzy.
Powiew jesiennego powietrza zachęca do leśnej wyprawy
Grzybobranie to nie z pewnością niekrótkotrwała moda z Instagrama, a rytuał starszy niż niejedna wiekowa sosna. Leśny spacer z koszykiem łączy rekreację, tradycję, kuchnię i pokolenia – a przy okazji uczy rozpoznawania gatunków oraz szacunku do przyrody. Nic dziwnego, że po pierwszych wrześniowych opadach parkingi przy lasach pękają w szwach — uwielbiamy w ten sposób spędzać czas.

Warto jednak pamiętać, że nie wszystkie, nawet wyjątkowe „leśne niespodzianki” mogą trafić na patelnię. Coraz częściej w mediach społecznościowych widzimy zdjęcia rzadkich, chronionych grzybów, które natychmiast robią w sieci prawdziwą furorę. Gatunkiem, który robi ogromne wrażenie na grzybiarzach, jest okratek australijski, znany również pod potoczną, nieco niepokojącą nazwą - „palce diabła”, jednak nie tylko on kryje się w runie. Znajdziemy tam również skarby, które przypominają morskie organizmy.
Odrzuca swoim wyglądem, ale warto mu się przyjrzeć
Z daleka przypomina ośmiornicę wyrwaną z morskich głębin. Z bliska z kolei odrzuca jego silny zapach, przypominający padlinę. Okratek australijski (Clathrus archeri) ma zazwyczaj od 5 do 8 mięsistych ramion pokrytych brunatnym śluzem. Wydziela woń gnijącego mięsa – to wabik na muchy, które roznoszą zarodniki.

Choć naturalnie występuje w Australii i Nowej Zelandii, od kilkunastu lat rozprzestrzenia się również w Europie. Najwięcej stanowisk w Polsce odnotowano w Górach Świętokrzyskich, Kotlinie Sandomierskiej i na Pobrzeżu Gdańskim; w sierpniu 2025 r. pojedyncze owocniki zaobserwowano nawet w Tatrach. Grzyb ten jest niejadalny, ale bezpieczny dla ludzi – poza szokującym zapachem nie kryje w sobie toksyn.
Sensację na łonie polskiej przyrody robi również gatunek, który swoim kształtem przypomina coś pomiędzy rozgwiazdą, spodkiem ufo, a meduzą, Spotkanie go w przyrodzie jest prawdziwym zaszczytem. Jego nietuzinkowa forma zachęca do spożycia, ale czy jest to bezpieczne?
Gwiazdy na tle leśnego mchu
Czas na bohatera pierwszego planu. Grzyb gwiazdosz (Geastrum sp.) to gatunek, który zachwyca swoją niemal kosmiczną formą. Gdy dojrzewa, pęka jego zewnętrzna warstwa, z której rozchylają się ramiona, jakby ktoś rozłożył gwiazdę na ściółce. W centrum znajduje się kulista „kapsuła” pełna zarodników; wystarczy podmuch wiatru lub dotknięcie, by mogły one ponieść się dalej.

Na świecie opisano około 60 gatunków gwiazdoszy, z czego 20 stwierdzono w Polsce. Przez lata wszystkie były one objęte ścisłą ochroną, w kraju wciąż nie należy ich zbierać. Najłatwiej spotkać je na piaszczystych murawach kserotermicznych, na skrajach dróg i w parkach z ubogą glebą. Sezon na gwiazdosze trwa przeciętnie od października do grudnia, chociaż ich owocniki potrafią przetrwać nawet całą zimę
Gwiazdosz nie jest trujący, ale nie nadaje się też do konsumpcji – jego miąższ jest twardy i pozbawiony smaku. Znacznie cenniejszy jest jako wskaźnik bioróżnorodności. Jeśli trafisz na „gwiazdę” w lesie, zrób zdjęcie, zanotuj lokalizację i prześlij do najbliższego nadleśnictwa lub regionalnej stacji sanitarno-epidemiologicznej. Każde nowe stanowisko pomaga naukowcom śledzić zmiany w ekosystemach i wyciągać ważne wnioski na ich podstawie.
Co roku notuje się kilka–kilkanaście nowych stanowisk gwiazdoszy, głównie w centralnej i południowej Polsce. Czy za parę lat będą one pospolite jak np. podgrzybek? Las pokaże. Na razie warto zachować czujność, bo obserwacja „gwiezdnego” grzybka w naturze to prawdziwy przywilej.


































