Trzecie pokolenie rodzinnego biznesu w dramatycznej sytuacji. Pieczarkarnia błaga o wsparcie
Kryzys uderza w miejsca, które przez lata wydawały się niezachwiane. Coraz głośniej mówi się o dramatycznej sytuacji w branży spożywczej. Czy lokalne wsparcie może jeszcze odwrócić losy wieloletniego biznesu? W tle pojawia się walka o dorobek kilku pokoleń i pytanie, kto poniesie największe koszty nadchodzących zmian.
Niepewna przyszłość polskich producentów
Sektor rolno-spożywczy od lat mierzy się z wieloma przeciwnościami – od rosnących kosztów energii, przez inflację, aż po trudności w zbycie towaru. Wielu przedsiębiorców, którzy budowali lokalne marki przez dekady, dziś staje przed koniecznością ograniczenia lub nawet zamknięcia działalności.
Problem nie dotyczy wyłącznie małych gospodarstw. Coraz częściej w podobnej sytuacji znajdują się również firmy rodzinne, które przez całe pokolenia były stabilnym filarem lokalnych społeczności. Uderza to szczególnie mocno w biznesy oparte na tradycji, które od lat dostarczały produkty na rynek krajowy. Nad całym sektorem zawisło pytanie o przyszłość i realne możliwości utrzymania płynności finansowej. Dla wielu oznacza to decyzje, które jeszcze niedawno wydawały się nie do pomyślenia.
Czy w obliczu tak dużych trudności rynek gastronomiczny oraz mieszkańcy regionu będą gotowi wyciągnąć pomocną dłoń?
Dlaczego lokalne gospodarstwa znalazły się pod ścianą?
Trudna sytuacja wielu producentów jest ściśle związana z upadłością dużych odbiorców i przetwórni, które do tej pory zapewniały stabilny zbyt. W ostatnich miesiącach kolejne firmy ogłaszały likwidację, pozostawiając dostawców w dramatycznym położeniu.
Z danych rynkowych wynika, że w Polsce produkcja pieczarek należy do jednych z najbardziej rozwiniętych w Europie, jednak coraz większa część trafia na eksport. Gdy lokalny łańcuch dystrybucji się załamuje, rolnicy zostają z pełnymi chłodniami i brakiem kupców.
To właśnie w takim momencie do opinii publicznej trafiają apele o wsparcie – kierowane nie tylko do restauracji czy przetwórni, ale też do zwykłych mieszkańców, którzy na co dzień korzystają z lokalnych produktów. W mediach społecznościowych pojawiają się dramatyczne prośby, które mają nie tylko poruszyć serca, ale i realnie uratować miejsca pracy.
Apel rodziny Kubiaków: chłodnia pełna pieczarek, a zbytu brak
Na przykładzie Pieczarkarni Kubiak z Borka Wielkopolskiego widać, jak trudna stała się rzeczywistość dla lokalnych producentów. Rodzina, która od trzech pokoleń prowadzi uprawę, dziś mierzy się z ryzykiem całkowitej likwidacji.
Pieczarkarnia Kubiak, z którą współpracuje, jest blisko likwidacji, chłodnia pełna grzybów, zbytu brak. Przetwórnia Okechamp, do której zawsze oddawali duże ilości grzyba, ogłosiła upadłość. Wczoraj ostatni raz odebrali pieczarki. Jak nie znajdą stałych odbiorców na 18 ton miesięcznie, to prawdopodobnie przestaną istnieć... Uprawę prowadzi już trzecie pokolenie w rodzinie i nigdy nie było tak źle, jak jest w chwili obecnej – przekazało Gospodarstwo Woronik na Facebooku.
W kolejnym wpisie przytoczono bezpośredni apel rodziny:
Potrzebujemy wsparcia, żeby móc dalej kontynuować działalność, przekazywaną z dziadka na ojca, z ojca na syna – czytamy.
Na ten moment pieczarki można kupić w Poznaniu – m.in. na Franowie i w punkcie Pełna Tytka Wuchta Sprawunków przy ul. Staroleckiej 57. Rodzina zmuszona była już odmówić kompostowniom kolejnej dostawy podłoża, co oznacza, że czas na ratunek jest bardzo ograniczony.
Sytuacja Pieczarkarni Kubiak to tylko jeden z przykładów, jak szybko mogą upaść rodzinne biznesy, które przez dekady były symbolem lokalnej tradycji i pracowitości. Czy apel o pomoc wystarczy, by trzecie pokolenie mogło dalej prowadzić swoje dzieło?
