W Polsce ruszyły kontrole pól uprawnych. Rolnicy muszą mieć się na baczności
Polscy rolnicy muszą mieć się na baczności. Właśnie trwają dokładne kontrole, które wykażą czy istnieją podstawy do wydania “paszportu roślin”. Wystarczy obecność tych bakterii, a rozpocznie się długotrwała kwarantanna pola uprawnego. Lepiej o tym wiedzieć, warto się przygotować.
To uprawiają polscy rolnicy
Krajobraz polskiej wsi od lat malowany jest przede wszystkim złotem zbóż. To one dominują w strukturze zasiewów. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, łączny areał upraw zbóż w Polsce oscyluje wokół 7,1 miliona hektarów. Na tym tle króluje pszenica, zajmując około 2,4 miliona hektarów, a za nią plasują się pszenżyto i kukurydza. Wybory rolników są racjonalne. Uprawy te, wspierane przez mechanizmy Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej, gwarantują relatywną stabilność popytu, a ich produkcja jest w wysokim stopniu zautomatyzowana, co obniża koszty pracy w dobie rosnących wyzwań demograficznych na wsi.

W tej zbożowej układance ziemniak pełni jednak rolę szczególną. Choć jego areał systematycznie spadał przez dekady, obecnie się stabilizuje. Najnowsze dane rynkowe wskazują, że po okresie spadków poniżej 200 tysięcy hektarów, w ostatnich sezonach znów notujemy wzrosty, co analitycy Agrofakt wiążą z wysokimi cenami bulw w poprzednich latach, które skłoniły rolników do zwiększenia nasadzeń. Niezależnie od wahań areału, Polska pozostaje w ścisłej czołówce unijnych producentów, plasując się na czwartym lub piątym miejscu. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi szacuje tegoroczne zbiory na poziomie 5,9 miliona ton, co oznacza wzrost wobec 5,6 miliona ton rok wcześniej. To potężna masa towarowa, która zasila nie tylko rynek konsumencki, ale też dynamicznie rozwijający się przemysł przetwórczy, fabryki chipsów, frytek i skrobi ziemniaczanej.
Paradoksalnie, mimo tak dużej produkcji krajowej, Polska pozostaje importerem netto świeżych ziemniaków. Dane rynkowe są bezlitosne. Portal Warzywa.pl, analizując dane GUS, wskazał, że tylko w pierwszej połowie 2025 roku do kraju trafiło ponad 165 tysięcy ton bulw o wartości przekraczającej 267 milionów złotych.
Instytucje czuwają nad bezpieczeństwem rolnictwa
Nad bezpieczeństwem tego skomplikowanego rynku czuwa wyspecjalizowana instytucja, Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN), działająca w terenie poprzez swoje wojewódzkie inspektoraty, czyli WIORiN. Choć rolnikom inspekcja kojarzy się głównie z kontrolą stosowania środków ochrony roślin, jej zadania są znacznie szersze i mają strategiczne znaczenie dla całej gospodarki. Jak czytamy na stronach rządowych, misją PIORiN jest zapewnienie bezpiecznego obrotu krajowego i międzynarodowego towarami roślinnymi oraz zapewnienie właściwego poziomu zdrowotności upraw. W praktyce oznacza to nieustanny monitoring pól, prowadzenie tysięcy badań laboratoryjnych, rejestrowanie przedsiębiorców wprowadzających rośliny do obrotu oraz wydawanie kluczowych decyzji administracyjnych.

W Unii Europejskiej, gdzie obowiązuje zasada swobodnego przepływu towarów, fitosanitarne (dotyczące zdrowia roślin) "przejścia graniczne" znajdują się nie na Odrze, ale na granicy każdego gospodarstwa. To właśnie dlatego wprowadzono jednolity system nadzoru. Kluczowym narzędziem w tym systemie stał się "paszport roślin". Od 15 lipca 2022 roku, na mocy nowych regulacji unijnych, obowiązek jego posiadania objął wszystkie przemieszczane do innych krajów członkowskich partie ziemniaków, nie tylko sadzeniaki, ale również bulwy konsumpcyjne i przemysłowe.
Jak informowała Agropolska, zmiana ta była bezpośrednią konsekwencją faktu, że w Polsce wciąż stwierdzane są ogniska groźnej bakterii Clavibacter sepedonicus. Paszport nie jest więc biurokratyczną formalnością. To prawna gwarancja, że towar jest bezpieczny. Aby go uzyskać, rolnik ma dwie ścieżki. Pierwsza, doraźna, to zgłoszenie partii do badania laboratoryjnego. Druga, systemowa, to zarejestrowanie gospodarstwa w PIORiN i poddanie się stałemu nadzorowi, który pozwala uzyskać status miejsca produkcji oficjalnie uznanego za wolne od patogenów. Dla partnerów handlowych w Niemczech czy Holandii polski paszport roślin jest sygnałem, że kupują towar sprawdzony u źródła. Właśnie trwają kontrole, które zadecydują o przyszłości wielu gospodarstw.
Zobacz: Te gatunki drzew niszczą twój ogród. Rośliny umierają, tak je uratujesz
Trwają kontrole ziemniaków, rolnicy muszą być gotowi
Czego dokładnie szukają inspektorzy WIORiN podczas trwających właśnie kontroli ziemniaków na polach? Ich celem są przede wszystkim dwa organizmy kwarantannowe, które dla plantatorów ziemniaków są synonimem koszmaru. Pierwszy to wspomniany Clavibacter sepedonicus, bakteria wywołująca bakteriozę pierścieniową ziemniaka. Drugi to Ralstonia solanacearum, odpowiedzialna za śluzaka, zwanego też brunatną zgnilizną.
Oba patogeny są niezwykle podstępne i destrukcyjne. Clavibacter atakuje bulwę od środka. Jak opisują ośrodki doradztwa rolniczego, na przekrojonym ziemniaku widoczny jest charakterystyczny, szklisty lub żółtawy pierścień wiązek naczyniowych, który pod naciskiem zamienia się w kremową, bezwonną maź. Z kolei Ralstonia powoduje nagłe więdnięcie roślin na polu, postępujące od wierzchołka w dół, a z przeciętych łodyg i bulw wydobywa się mlecznobiały śluz bakteryjny.
Kontrola nie polega tylko na wizualnej ocenie plantacji, choć ta jest pierwszym etapem. Kluczowe jest pobranie próbek, zwykle kilkuset bulw z danej partii, które trafiają do laboratoriów WIORiN. Tam poddawane są precyzyjnym testom immunologicznym i genetycznym (ELISA, PCR), które mają wykryć obecność patogenu. Proces ten bywa czasochłonny – PIORiN informował, że w skomplikowanych przypadkach pełna diagnostyka może trwać nawet kilkanaście tygodni.
Co się dzieje, gdy wynik jest pozytywny? Rozpoczyna się scenariusz katastrofy dla gospodarstwa. Przede wszystkim rolnik nie otrzymuje paszportu roślin. Oznacza to natychmiastowy zakaz wprowadzenia do obrotu, czyli sprzedaży, całej skażonej partii. To jednak dopiero początek. Zgodnie z przepisami, cała ta partia musi zostać zniszczona w sposób nadzorowany, na przykład poprzez utylizację w biogazowni lub głębokie zakopanie, a koszty tej operacji ponosi rolnik. Jednocześnie gospodarstwo zostaje uznane za "skażone". Na polu, gdzie wykryto bakterię, wprowadzany jest wieloletni zakaz uprawy nie tylko ziemniaków, ale też innych roślin żywicielskich, na przykład pomidorów. Wszystkie maszyny, magazyny i środki transportu, które miały kontakt ze skażonymi bulwami, muszą przejść rygorystyczną dezynfekcję.