Chcą wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Dramatyczna sytuacja polskich rolników, bez pomocy utoną w długach

Zalane pola, gnijące plony i ciężki sprzęt grzęznący w błocie – tak wygląda dziś codzienność wielu rolników z Pomorza. Gospodarze z powiatu nowodworskiego apelują o natychmiastową reakcję rządu i formalne ogłoszenie stanu klęski żywiołowej.
"Takiego kataklizmu nikt u nas nie pamięta"
W gminach Stegna i Sztutowo spadło aż 220 litrów deszczu na metr kwadratowy. Woda całkowicie zniszczyła uprawy zbóż i rzepaku, które teraz gniją na podmokłych polach. Gospodarze są bezradni – nie mogą wjechać ciągnikami ani zebrać resztek plonów.
W moim regionie spadło aż 220 litrów wody na metr kwadratowy ziemi. Takiego kataklizmu nikt u nas nie pamięta. Jeśli państwo teraz nie zareaguje, wiele gospodarstw po prostu zbankrutuje – mówi w rozmowie z farmer.pl. Marek Jońca, rolnik ze Stegny.


Bez stanu klęski nie będzie pomocy
Rolnicy podkreślają, że lokalne władze działają sprawnie, ale bez oficjalnego ogłoszenia stanu klęski żywiołowej nie mogą liczyć na żadne odszkodowania ani programy wsparcia. Wnioski o szacowanie strat są składane, lecz ich skuteczność bez decyzji rządu pozostaje znikoma.
Możemy pisać protokoły i wyliczać szkody, ale bez ogłoszenia stanu klęski żywiołowej jesteśmy pozostawieni sami sobie. Nie ma odszkodowań, nie ma programów pomocowych, a kredyty trzeba spłacać – tłumaczy jeden z rolników.

"Nie chcemy jałmużny, tylko szansy na przetrwanie"
W wielu miejscach ciężki sprzęt nie może wjechać na pole – nawet kilka dni bez opadów nie zmienia sytuacji. Zboża zaczynają kiełkować, a rzepak porasta pleśnią. Gospodarze podkreślają, że są to straty nie do odrobienia.
To nie są straty, które można nadrobić za miesiąc czy dwa. My te plony straciliśmy bezpowrotnie – mówi gospodarz. - Nikt z nas nie chce darmowych pieniędzy. Chcemy, tylko żeby państwo zobaczyło nasz dramat i dało nam narzędzia do wyjścia z tej sytuacji. To nie nasza wina, że pola zmieniły się w bagno – dodaje.
Stegna czuje się zapomniana
Podczas gdy cała uwaga skupia się na Żuławach i przerwanych wałach przeciwpowodziowych, rolnicy ze Stegny mają poczucie, że zostali zostawieni samym sobie. Brakuje nie tylko pomocy, ale i uwagi ze strony instytucji centralnych.
Wszyscy patrzą na Żuławy, bo tam widać stojącą wodę, a u nas problem jest mniej spektakularny, ale równie tragiczny. Czujemy się zapomniani – podkreśla Marek Jońca. - Wody Polskie robią, co mogą, mamy z nimi kontakt, pracują bez przerwy. Problem jest taki, że tej wody po prostu było za dużo, ziemia jest całkowicie przesiąknięta i to przerasta możliwości techniczne – tłumaczy.




































