Taki jest dochód polskiego rolnika z hektara. Wyliczenia GUS rozwścieczyły gospodarzy

Na papierze wygląda to jak żyła złota – rolnicy powinni liczyć na spore zyski z hektara. Ale czy najnowsze statystyki przedstawione przez GUS mają cokolwiek wspólnego z tym, co dzieje się naprawdę na polskich polach? Oficjalne wyliczenia przyciągają uwagę, lecz rolnicy twierdzą, że to obraz mocno oderwany od realiów. Czy urzędnicze liczby są w stanie oddać prawdę o sytuacji w gospodarstwach? Ile w rzeczywistości może zarobić polski rolnik z hektara?
GUS ogłosił dochód rolnika z hektara. Coś tu się nie zgadza
Co roku Główny Urząd Statystyczny (GUS) publikuje zestawienia dotyczące dochodów rolników. W dokumentach można znaleźć liczby, które z pozoru wyglądają niezwykle korzystnie. Chodzi o wysokość przeciętnego dochodu z pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych za 2024 rok.
Tymczasem rolnicy od lat mówią jednym głosem: statystyki nijak mają się do realiów. Wliczane do dochodu dopłaty unijne czy krajowe w praktyce są sposobem na przetrwanie, a nie źródłem dodatkowych zysków. Podobnie jest z produkcją w toku – plonami na polach czy bydłem w oborach. To kapitał zamrożony, a nie pieniądz w kieszeni rolnika.

Rolnik w tabelach GUS to bogacz. Gdzie leży rozbieżność?
Według najnowszych danych z 22 września 2025 roku przeciętny dochód z jednego hektara przeliczeniowego w 2024 roku miał wynieść 5429 zł. To prawie identyczna wartość jak rok wcześniej (5451 zł). W teorii daje to średnio około 63 tys. zł rocznego zysku przy gospodarstwie o powierzchni 11,6 ha. Ale – jak podkreślają rolnicy – to dochód wirtualny, który ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Przytoczone wyliczenie dla wielu obserwatorów spoza branży brzmi wręcz jak obietnica stabilnych zysków. Jak komentują sami gospodarze, urzędowe liczby budzą zdumienie, gdy skonfrontuje się je z kosztami.
Średnia z 1 ha jest 5 ton pszenicy, czyli około 3700 zł plus dopłaty 1300, to jest razem około 5000 zł. Teraz trzeba odjąć koszt uprawy pszenicy, czyli nawozy, opryski, olej napędowy, części maszyn, koszt ludzi zatrudnionych na żniwa itd. To może być nawet 4000 zł. Kto to liczy?” – wskazują rolnicy, komentując zestawienie GUS.
Przykład jest prosty – wystarczy pomnożyć wskazywaną wartość przez średnią powierzchnię gospodarstwa, by uzyskać sumę, która sprawia wrażenie solidnego dochodu. Jednak eksperci i sami rolnicy podkreślają, że takie kalkulacje to tylko teoria.

Co naprawdę zarabia rolnik na hektarze? Liczby kontra rzeczywistość
"I co ja zrobię z tym majątkiem?" – ironizują gospodarze, komentując najnowsze zestawienia. Niektórzy sugerują wręcz, że powinno się mówić nie o "dochodzie", ale o "obrocie" z hektara, co byłoby bliższe prawdzie. Bo choć na papierze widać zyski, w rzeczywistości wiele gospodarstw balansuje na granicy opłacalności.
Wszyscy o tym doskonale wiemy, że dane GUS niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Za każdym razem ta informacja wywołuje oburzenie wśród rolników, którzy uważają, że kwoty te są zawyżane bez wyraźnego powodu i nie odzwierciedlają trudnej rzeczywistości w branży. Od lat walczymy o to, żeby urealnić przeliczniki – mówi w rozmowie z nami Mieczysław Łuczak, prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Zdaniem Łuczaka obecne narzędzia statystyczne są anachroniczne.
Należy podejść do obliczania tego dochodu w sposób sprawiedliwy i logiczny. To, co GUS wyprawia od kilkunastu lat, nijak się ma do rzeczywistości. Rolnicy są pokrzywdzeni, bo ten wirtualny dochód eliminuje ich np. z pomocy socjalnej czy programów wsparcia – podkreśla szef WIR.
Łuczak zwraca też uwagę na duże zróżnicowanie w zależności od kierunku produkcji: zupełnie inne koszty generuje gospodarstwo specjalizujące się w bydle mlecznym, inne przy uprawach roślinnych czy w trzodzie chlewnej.
Dochód jest różny w różnych gospodarstwach i zależy od skali, dostępności własnej bazy paszowej czy rodzaju upraw. Nie można więc wszystkich mierzyć jedną miarą – dodaje.
Prezes wskazuje, że stabilniejsze dochody można znaleźć w produkcji mleka czy wołowiny, podczas gdy sytuacja na rynku zbóż i ziemniaków jest dramatyczna. Co więcej, nawet imponujące dane o nadwyżkach w handlu zagranicznym nie oznaczają realnych zysków dla rolników.
Na ten moment jakąkolwiek opłacalność przynosi uprawa rzepaku. W przypadku ziemniaków mamy wręcz całkowite załamanie – ceny w skupie wynoszą zaledwie 20–30 groszy za kilogram, podczas gdy w marketach te same ziemniaki kosztują 2 zł. Ten rozdźwięk trzeba uregulować na poziomie państwa – zaznacza Łuczak i dodaje. - Całkowita wartość eksportu to ponad 54 miliardy euro, nadwyżka prawie 20 miliardów. Tylko że tych pieniędzy rolnik nie czuje w kieszeni – są przechwytywane przez pośredników.
Statystyki pokazują jedno, a rzeczywistość drugie. Na papierze rolnicy zarabiają krocie, w praktyce walczą o przetrwanie. Wirtualne wskaźniki budzą oburzenie gospodarzy, bo nijak nie odzwierciedlają kosztów, ryzyka i realiów produkcji. Coraz głośniej słychać więc apel o urealnienie metodologii GUS, która dziś bardziej szkodzi niż pomaga. Dopóki dane będą pokazywać fikcyjne zyski, a nie faktyczne budżety gospodarstw, rolnicy pozostaną w cieniu własnej "papierowej fortuny”.


































