Każdego dnia z polskiej wsi dochodzą sygnały o kolejnych nieszczęśliwych zdarzeniach w gospodarstwach rolnych. Przykrą informacją podzielił się portal halogorlice.info - w wyniku uderzenia pioruna zapaliła się obora, w której znajdowało się bydło. Jak podają media, trzy krowy zginęły w pożarze; trzy kolejne przeżyły, jednak zostały dotkliwie poparzone. Dramat krów w płonącej oborzeDo przerażającego zdarzenia doszło w poniedziałek 9 sierpnia 2021 roku w jednym z gospodarstw w Szymbarku (gm. Gorlice, woj. małopolskie). Chwilę przed godziną 4:00 nad ranem służby otrzymały informację o płonącej oborze, w której znajdowało się bydło. Pożar z każdą minutą przybierał na sile, toteż na miejsce zadysponowano siedem zastępów straży pożarnej z JRG Szymbark, OSP Szymbark, OSP Bielanka, OSP Bystra i OSP Ropa.
Historia, jaka miała miejsce we wsi Majdan Golczański, z pewnością zostanie zapamiętana przez okolicznych mieszkańców na długi czas. Pan Tadeusz, zauważywszy krowę stojącą w pełnym słońcu na pastwisku sąsiada, uciął jej sznur i darował wolność. Zwierzę poszło za 65-latkiem do sklepu, gdzie ten kupił sobie piwo. Problem w tym, że krowa należała do sąsiada pana Tadeusza, a 65-latek napoił ją nie tylko wodą, ale poczęstował również piwem. Krowa sąsiada poszła na piwoW ostatnich dniach mieszkańcy Polski mierzą się z wyjątkowo dotkliwymi upałami, które skutecznie utrudniają codzienne funkcjonowanie. Wysokie temperatury są również uciążliwe dla zwierząt gospodarskich. Nic zatem dziwnego, że 65-letni pan Tadeusz z Majdanu Golczańskiego (gmina jarocin, województwo podkarpackie) zauważywszy krowę stojącą uwiązaną na pastwisku w pełnym słońcu, poczuł współczucie dla zwierzęcia zmęczonego upałem. Mężczyzna nie postąpił jednak w legalny sposób - krowa bowiem nie należała do niego, a pan Tadeusz bez wiedzy i zgody sąsiada przeciął uwięź, na którym było zwierzę. Później oswobodziciel krowy wsiadł na rower i udał się do sklepu, gdzie chciał kupić sobie piwo. Wedle relacji świadków, zwierzę udało się za nim.
Wypadki w gospodarstwach mające miejsce podczas kontaktu ze zwierzętami nie są niestety rzadkością. Jak podaje portal sadeczanin.info, w ostatnich dniach we wsi Naszacowice doszło do dramatycznego zdarzenia - byk zaatakował i poturbował właściciela. 58-latek doznał bardzo dotkliwych obrażeń ciała. Na miejsce przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dantejskie sceny z bykiem w roli głównejSytuację, która miała miejsce w jednym z gospodarstw we wsi Naszacowice (gmina Podegrodzie, województwo małopolskie) opisał lokalny portal sadeczanin.info. 58-letni właściciel bydła znajdował się nieopodal byka - w pewnym momencie zwierzę zaatakowało rolnika, dotkliwie go raniąc. Nie wiadomo jednak, czy do zdarzenia doszło na pastwisku, czy też w oborze. Jak podają dziennikarze portalu sadeczanin.info, na miejscu obecni byli również świadkowie dramatycznych scen - to właśnie oni zadzwonili po pomoc medyczną.
Jak przekazuje portal agropolska.pl, w jednym z gospodarstw w województwie podkarpackim nieoczekiwanie padła cielna krowa. Istnieją poważne podejrzenia, że za śmiercią zwierzęcia stał atak żmii zygzakowatej. Gospodarz z powiatu krośnieńskiego wskazuje, że zdaniem weterynarza prawie na pewno powodem smutnego finału był atak jadowitego gada. Żmija ukąsiła cielną krowęDo dramatycznego zdarzenia doszło w powiecie krośnieńskim na terenie województwa podkarpackiego. Jak relacjonuje agropolska.pl, rolnik z jednego z tamtejszych gospodarstw zauważył, iż jego krowie niepokojąco spuchła przednia noga. Co więcej, zwierzę miało wyraźne trudności z oddychaniem. Chwilę później krowa padła. Jej właściciel wyznał, że po ustaniu jej czynności życiowych płód przez pewien czas nadal się poruszał - ciąża trwała wówczas już osiem miesięcy. Na miejsce przyjechał lekarz weterynarii, który stwierdził, że nieomal na pewno przyczyną śmierci cielnej krowy było ugryzienie żmii zygzakowatej.
Choć entuzjaści bydła z pewnością potwierdzą, że każda krowa ma swój niepowtarzalny urok, to pochodząca z Bangladeszu Rani jest za sprawą swojego wyglądu absolutnie wyjątkowa. Krowa cechuje się bowiem nietypowymi rozmiarami - urodziła się znacząco mniejsza w porównaniu do innych przedstawicielek swojego gatunku. Właściciel Rani twierdzi, że jego podopieczna jest najmniejszą krową na świecie - waży tylko 26 kilogramów i mierzy zaledwie pół metra wysokości. Minikrowa, która robi furorę w BangladeszuNiedaleko stolicy Bandladeszu - Dhaki - znajduje się wieś, w której urodziła się najmniejsza krowa świata. Ważącej 26 kilogramów i mierzącej zaledwie pół metra wysokości krowie właściciele nadali imię Rani. Wieść o narodzinach niespotykanej krowy obiegła okolicę z prędkością światła. Niewielka miejscowość w Bangladeszu może poszczycić się teraz tak dużym zainteresowaniem odwiedzających jak słynne podlaskie Plutycze.
Świat zwierząt - również tych gospodarskich - pełen jest zaskoczeń i osobliwych zdarzeń. Niemałe zdziwienie wywołały narodziny cielęcia na jednej z angielskich farm, które ważyło aż 105 kilogramów. Ze względu na rozmiary młodego byczka, lekarz weterynarii przeprowadził na jego mamie cesarskie cięcie.
Życie pisze zaskakujące scenariusze - niestety nie zawsze w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jak opisuje jeden z reportaży Interwencji Polsatu, dwóch rolników spod Płońska sprzedało kontrahentowi pięć byków o łącznej wartości 26 tysięcy złotych. Zwierzęta zostały zabrane, lecz firma z Glinojecka nigdy za nie nie zapłaciła. Hodowcy bydła są teraz w dramatycznej sytuacji - okazuje się, że prawo wcale nie pomaga im w odzyskaniu zaległych płatności. Byki zostały zabrane, rolnicy nigdy nie zobaczyli swoich pieniędzyPan Zbigniew i jego syn - Arkadiusz - z pewnością nie podejrzewali, że ich dobrze prosperujące gospodarstwo rolne pod Płońskiem na Mazowszu zostanie pogrzebane przez nieuczciwe praktyki handlowe partnerów biznesowych. Choć starszy z rolników przepisał gospodarstwo na swojego syna, to mężczyźni prowadzili je wspólnie. Pewnego dnia chcieli sprzedać hodowane przez siebie byki pewnej firmie z Glinojecka. Choć właścicielką przedsiębiorstwa była kobieta, wszystkie interesy załatwiał osobiście jej mąż. Po ustaleniu warunków transakcji pięć byków o wartości 26 tysięcy złotych zostało zabranych przez nowych właścicieli. Wtedy też zaczęły się problemy rolników.
Spory między rolnikami nie należą do rzadkości, zwłaszcza, jeśli dotyczą wyceny zwierząt i innych produktów rolno-spożywczych. Na jednej z grup w mediach społecznościowych pojawił się post internauty, który zadał pytanie dotyczące wyceny młodego byczka. Jak można się domyślać, podana kwota - 1700 złotych - wzbudziła skrajne emocje rolników. - Niektórym ludziom chyba się w głowie przewraca, żeby cenić 1700 [złotych - przyp. red] za byczka. Co wy na to? - zapytał autor wpisu. "Niektórym się w głowie przewraca", a niektórzy "chcą za darmo"Chów zwierząt jest niezwykle wymagającym zajęciem, które angażuje rolnika przez całą dobę - choroby młodych i matek, dobór odpowiedniego żywienia, różne nieprzewidziane sytuacje - są to typowe zmagania, z którymi na co dzień mierzą się hodowcy. Na jednej z popularnych grup w mediach społecznościowych pojawił się wpis rolnika, który zapytał innych grupowiczów: - Niektórym ludziom chyba się w głowie przewraca, żeby cenić 1700 [złotych - przyp. red] za byczka. Co wy na to? Na odpowiedź internautów nie trzeba było czekać. >
Przewóz zwierząt jest bardzo odpowiedzialnym i wymagającym zajęciem - pojazdy przeznaczone do tego typu podróży muszą bezwzględnie spełniać wszelkie normy bezpieczeństwa. Niestety niekiedy okazuje się, że masa całkowita pojazdu ze zwierzętami jest zbyt duża - do tego typu sytuacji doszło w ostatnich dniach w Wielkopolsce. Do kontroli drogowej został zatrzymany kierowca przewożący młode byki - pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego odkryli, że całkowita masa pojazdu przekraczała dopuszczalne normy o 1,2 tony. Kontrola podczas przewozu cielątSprawa została opisana na stronie internetowej Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu. Jak możemy dowiedzieć się z komunikatu służb, do zatrzymania pojazdu przewożącego młode byczki doszło w poniedziałek 21 czerwca 2021 roku. Choć kontrola miała mieć charakter rutynowy, to rzuciła światło na poważne wykroczenie - okazało się bowiem, że całkowita masa pojazdu znacznie odbiegała od przyjętych norm. Jak podają pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu, w punkcie kontroli wagowej w Topólce okazało się, że pojazd ważył 4,7 tony - czyli aż o 1,2 tony więcej, niż zezwalają na to przepisy.
Dzięki zaawansowanym technologiom każdy z nas może znaleźć nowy sposób na to, by podreperować domowy budżet, a nawet wznieść jakość swojego codziennego życia na kompletnie nowy poziom. Co ciekawe, jeden z brytyjskich rolników postanowił połączyć handel obornikiem z pozyskiwaniem kryptowalut. Philip Hughes hoduje krowy, a z ich odchodów produkuje metan. Wyprodukowaną w ten sposób energię wykorzystuje na tzw. kopanie kryptowalut z pomocą zaawansowanego sprzętu komputerowego. Pomysłowy rolnik znalazł sposób na dodatkowy zarobekNie będzie tajemnicą jeśli powiemy, że rynek kryptowalut jest ryzykowny i mało przewidywalny - mimo to nie brakuje osób, które chcą inwestować w wirtualne złoto. Nie każdy wie, jak prawidłowo zabrać się do tego zajęcia, a jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę, że pozyskiwanie kryptowalut można świetnie połączyć z rolnictwem. Brytyjski rolnik Philip Hughes jest hodowcą krów - biznes ten od pokoleń prowadzi cała jego rodzina. W pewnym momencie mężczyzna postanowił powiązać produkcję metanu z obornika swoich zwierząt z kopaniem kryptowalut. Czym jednak jest wspomniane kopanie kryptowalut? Zgodnie z współczesnym językiem ekonomii jest to proces, w którym zaawansowane komputery przeprowadzają skomplikowane obliczenia matematyczne - w ich wyniku można (choć nie jest to gwarantowane) otrzymać kolejną monetę wybranej kryptowaluty.
W ostatnich dniach na Podlasiu dokonano porażającego odkrycia: mieszkańcy wsi, zaniepokojeni odorem wydobywającym się z obory w okolicy, zainteresowali się krowami sąsiada. Po sprowadzeniu na miejsce służb weterynaryjnych okazało się, że w pomieszczeniu tkwi siedem ciał martwych krów i dwadzieścia innych, skrajnie zaniedbanych sztuk bydła. Makabryczne odkrycie na PodlasiuChoć wydaje się oczywistym, że hodowcy zwierząt pilnują dobrostanu swoich podopiecznych jak oka w głowie, to - jak widać - istnieją od tej reguły smutne wyjątki. W województwie podlaskim, w jednej ze wsi położonych w okolicy miejscowości Suraż, sąsiedzi przyczynili się do odkrycia porażających skutków bezmyślności właściciela zwierząt. Pierwszą niepokojącą oznaką był intensywny, brzydki zapach, wydobywający się z obory na posesji sąsiada. Mieszkańcy wsi postanowili poinformować o podejrzanym fakcie służby weterynaryjne. Niestety, przybyli na miejsce lekarze weterynarii wkroczyli do opisywanej stodoły i odkryli makabryczny widok - siedem martwych sztuk bydła, a także dwadzieścia żywych, lecz skrajnie odwodnionych, zaniedbanych krów.
Dyskusje internautów na grupach rolniczych w mediach społecznościowych precyzyjnie odzwierciedlają problemy, z jakimi mierzy się obecnie polska wieś. Pod ogłoszeniem z ofertą pracy związaną z dojeniem krów, swoje usługi zaproponowała młoda dziewczyna. Z pewnością jednak nie spodziewała się tak nietypowej reakcji ze strony innych mężczyzn w grupie społecznościowej. Internauci byli wyraźnie zdziwieni tym, że młoda kobieta ma pięcioletnie doświadczenie w dojeniu krów. Ze strony rolników słychać było również ubolewanie, że większość pań wyjeżdża ze wsi i rezygnuje z wiązania swojej przyszłości z rolnictwem. Zdziwienie męskiej części grupyNie od dziś wiadomo, że w rolnictwie aktywnie pracują zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Rolnicy mówią konkretnie - zadania w gospodarstwie muszą być wykonane, a praca nie cierpi ociągania się i jakichkolwiek taryf ulgowych. Mimo to sam fakt, że do pracy w dużych gospodarstwach rolnych zgłaszają się młode kobiety, dziwi niekiedy samych rolników. Na jednej z popularnych grup w mediach społecznościowych pojawiło się ogłoszenie z ofertą pracy: >Na odpowiedzi ze strony zainteresowanych nie trzeba było długo czekać. Wśród chętnych do pracy znalazła się również młoda kobieta, która napisała: >Można powiedzieć, że internautka zdawała się być doskonałą osobą do podjęcia pracy w gospodarstwie. Co ciekawe, pod jej komentarzem pojawiła się zaskakująca wymiana zdań męskiej części grupy społecznościowej.
Ustawa odorowa, na temat której dyskusje pojawiają się w przestrzeni publicznej co jakiś czas, budzi niemałe emocje zarówno wśród rolników, jak i mieszkańców wsi, którzy nie zajmują się chowem i hodowlą zwierząt. Na forach internetowych nie brakuje gorzkich słów i dosadnej krytyki wobec nowej propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Na jednej z facebookowych grup rolniczych pewien internauta dosadnie wypowiedział się na temat planowanych zmian: - Wieś głosowała na PiS, to ma. Może zmądrzeje - brzmiał komentarz. "Głosowali, to mają"?Propozycja ustawy autorstwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska zakłada, że miejsca, w których rolnicy prowadzą chód i hodowlę zwierząt, będą musiały być oddalone od domów mieszkalnych przynajmniej o pół kilometra w linii prostej. Średniej wielkości gospodarstwo agroturystyczne będzie natomiast musiało pozostawać w oddaleniu od innych domostw o co najmniej 210 metrów. To, ile dokładnie metrów obora czy chlew będą musiały być oddalone od domów, będzie zależało od obliczeń przy zastosowaniu DJP - dużych jednostek przeliczeniowych inwentarza. Może również zdarzyć się tak, że przy ugodzie sąsiadów opisywanego dystansu wcale nie trzeba będzie przestrzegać. Mimo to obowiązek oddalania się od domów mieszkalnych ze względu na zapach zwierząt jest solą w oku dla wielu rolników. Niezadowolenie, a niekiedy również oburzenie hodowcy wyrażają m.in. w przestrzeni internetowej. Na jednej z facebookowych grup poświęconych hodowli zwierząt rolnicy wyrazili swe zdanie w burzliwej dyskusji, mówiąc m.in.: >>Jeden z komentatorów skrytykował również samych rolników i ich wcześniejsze polityczne wybory, mówiąc: >
Jeszcze niedawno, pod koniec maja bieżącego roku, redakcja RolnikInfo informowała o zbiegłym bydle żyjącym wolno w okolicy gminy Borowie od września 2020 roku. Jak się okazuje, byka i jałówkę udało się złapać już 30 maja 2021 roku. Do odłowienia bydła wynajęto specjalną grupę specjalistów, która zaaplikowała z daleka zwierzętom środki usypiające. Wkrótce na jaw wyszedł zaskakujący fakt - okazało się, że jałówka i byk spodziewają się potomstwa. Byk i jałówka z powrotem u gospodarzaHistoria byka i jałówki żyjących na granicy województwa mazowieckiego i lubelskiego zaczęła się osiem miesięcy temu - wtedy to z gospodarstwa na terenie gminy Borowie zbiegło pięć sztuk bydła. Trzy z nich udało się złapać, jednakże opisywane byk i jałówka pozostawały kompletnie nieuchwytne. Na zalesionych terenach bydło samodzielnie przetrwało zimę; spekulowano nawet, że w czasie swoich wędrówek po okolicy para doczekała się już potomstwa. Starosta garwoliński apelował do wszystkich osób, które widziały bydło bez właściciela o przekazywanie informacji odpowiednim służbom. Obawiano się, że zwierzęta, które spędziły tak długi czas z dala od ludzi, zaczęły zachowywać się dziko i agresywnie. Nic takiego się jednak nie stało. Wynajęto specjalną grupę, która wytropiła byka i jałówkę i z odległości zaaplikowała im środek usypiający. Co ciekawe, by bydło rzeczywiście zapadło w sen, potrzeba było wystrzelenia aż dwóch dawek specyfiku.
Tragiczne zdarzenie miało miejsce w nocy z 17 na 18 stycznia zaraz przy wjeździe do Wierzbowa, gdzie stała nowoczesna obora, należąca do rodziny Wróblewskich. Chociaż na budynku znajdował się i monitoring, tej nocy nie zadziałały. Kilka minut po tym, jak rodzina położyła się spać, zatelefonował sąsiad. Mężczyzna pochodzący z sąsiedniej wsi przekazał, że ich obora stoi w ogniu.
Nowe przepisy unijne wobec rolników zostały uchwalone 11 grudnia 2018 roku. Czy od tego czasu hodowcy przygotowali się na nieuchronne zmiany, które będą musieli wprowadzić w swoim gospodarstwie? Rolnicy będą musieli ograniczyć antybiotykiŹródłem powołania do życia nowej ustawy była chęć podnoszenia dobrostanu zwierząt gospodarskich. Władzom unijnym zależy, by żywność pochodzenia zwierzęcego była nie tylko doskonałej jakości, ale też by zwierzęta miały odpowiednie warunki do życia w gospodarstwie. Zmniejszenie ilości stosowanych antybiotyków u zwierząt ma prowadzić również do podniesienia jakości produktu otrzymywanego od bydła mlecznego. Może się to jednak okazać niemałym wyzwaniem dla hodowców, którzy zmagają się z m.in. uporczywymi zapaleniami wymion u swoich krów. Zapalenie wymienia (łac. mastitis) zostaje stwierdzone, gdy w mleku krowim liczba komórek somatycznych przekracza normę w postaci 100-200 tysięcy w jednym mililitrze płynu. W konsekwencji w wymieniu namnażają się szkodliwe bakterie, tworzy się bolesny dla zwierzęcia stan zapalny, mleka jest mniej i ma znacznie gorszą jakość. Jest to sytuacja, w której rolnicy tradycyjnie sięgają po antybiotyk. Mimo tego, że całkowity koszt terapii zapalenia wymienia nie jest niski (kosztuje około 1200 złotych), to hodowcy bydła mlecznego nie mają odpowiednich narzędzi, by czymś również skutecznym zastąpić wszechobecny antybiotyk.
Paweł z "Rolnik szuka żony" nie winił za odejście swego zwierzęcego przyjaciela osób, które się nią opiekowały - czyli swojego ojca i brata. Przyznał, że wie, że jego członkowie rodziny zawsze sprawują bardzo dobrą opiekę nad krowami podczas jego nieobecności. Paweł z "Rolnik szuka żony" stracił krowęPaweł od samego początku udziału w programie Rolnik szuka żony pokazywał całym sobą i swoim życiem, że krowy to dla niego prawdziwe oczko w głowie. Paweł Bodzianny ukazał się widzom nie tylko jako kulturalny, wyważony mężczyzna, ale też hodowca krów pełen miłości do swoich zwierząt. Nie trzeba zatem zgadywać, że stratę swojej krowy Paweł przeżył bardzo mocno. Każde zwierzę jest bowiem dla hodowcy jak członek rodziny - trudno wyobrazić sobie, jak czuł się Paweł na wieść o smutnym losie Białej Baśki. Biała Baśka była wyjątkowo krową w stadzie Pawła - najpierw cierpliwie ją oswajał, ponieważ nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do ludzi. Mimo to chyba najbardziej charakterystyczną cechą opisywanej krowy było jej unikatowe, białe umaszczenie.
Pożar zniszczył oborę doszczętnie, lecz na szczęście gospodarzom udało się uratować krowy. Teraz szukają funduszy, by móc uchronić swoje zwierzęta przed mrozem i śniegiem. Dramatyczny pożar obory Za każdym dramatycznym wydarzeniem kryje się osobista historia, łzy bezsilności i strach o kolejne dni. Państwo Przybyszowie z pewnością nie wyobrażali sobie sytuacji, w której na początku 2021 roku będą musieli zmagać się ze straszliwymi skutkami spalonej obory. Cała sytuacja rozegrała się w niewielkiej wsi Krawcowizna w gminie Strachówka na Mazowszu. O godzinie 13:00 zauważono niepokojące sygnały z obory, w której mieściły się krowy. Budynek o wymiarach około 40 na 15 metrów stanął w płomieniach. Na miejsce zadysponowano strażaków z OSP Równe (dwie jednostki), OSP Jadów, OSP Tłuszcz oraz JRG Wołomin (dwie jednostki). Dodatkowo sytuacja była monitorowana przez policję i pogotowie energetyczne. - Pomimo szybkiej reakcji gospodarzy i straży pożarnej udało się ocalić tylko zwierzęta , cały budynek uległ zniszczeniu, konstrukcja dachu i całe wyposażenie obory spłonęło [pis. oryg.] - pisze rodzina Przybyszów.
Zarówno samica, jak i płód nie przetrwały zabiegu, podczas którego weterynarze próbowali usunąć odpady z ciała krowy. Niestety, skala zjawiska bezpańskich krów w Indiach jest zatrważająca. Bolesny los krów z IndiiKrowa, która stała się ofiarą zjedzonych przez siebie ponad 70 kilogramów odpadów, jest tak naprawdę smutnym symbolem aktualnej sytuacji zwierząt w Indiach. Z polskiego punktu widzenia określenie bezpańska krowa brzmi dość nietypowo, tymczasem w Indiach jest to codzienny element rzeczywistości. Sztuki bydła domowego, które uznawane są za słabe, są często wypuszczane na wolność (czyt. porzucane) przez hodowców. Efekt? Na ulicach Indii spaceruje w sumie około 5 milionów bezpańskich krów, które żywią się tym, co znajdą. Ich życie nie różni się praktycznie niczym od losu znanych w Polsce bezpańskich psów - na ulicy krowy żywią się resztkami, chorują i rozmnażają się. Jak podaje portal agropolska.pl, liczba porzuconych krów zwiększyła się w momencie, gdy uchwalono bardziej restrykcyjne przepisy chroniące święte dla hindusów zwierzęta. Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-3]
Hodowcy mieli jednak już nigdy nie otrzymać pieniędzy za oddane do ubojni bydło. Skomplikowane śledztwo w sprawie toczy się od 2019 roku. Nabywał bydło z odroczonym terminem płatnościW 2019 roku na policję zaczęły spływać skargi od rolników dotyczące rzekomych oszustw przy sprzedaży bydła do jednej z ubojni na terenie powiatu płońskiego.Sprawa okazała się być niezwykle złożona - jak przekazują policjanci w komunikacie na oficjalnej stronie internetowej, na przestrzeni lat funkcjonariusz z Zespołu dw. z Przestępczością Gospodarczą i Korupcją przeprowadził wiele przesłuchań i analiz sprawy, by ustalić, kto rzeczywiście stał za oszustwami finansowymi. W wyniku zebranego materiału dowodowego ustalono, że prezes ubojni bydła miał pełną świadomość co do niekorzystnej sytuacji finansowej swojej firmy, a mimo to pozyskiwał zwierzęta od hodowców z okolicy. Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-13]Problem w tym, że nie zamierzał wywiązywać się z obowiązku zapłaty wobec rolników. Wszystkich oszukanych osób jest w sumie piętnaście, a każda z nich nadal oczekuje na zapłatę w wysokości od 230 tysięcy złotych do nawet 1,4 miliona złotych.
Sprawa jest poważna, ponieważ zwierzęta po dłuższym przebywaniu na wolności mogą być zdziczałe, a na widok człowieka reagować agresją. Warto zatem pamiętać, by na własną rękę nie zbliżać się do byka i jałówki i nie próbować ich łapać.Byk i jałówka grasują w mazowieckim lesieSceną tego nietypowego zjawiska są lasy w rolniczej gminie Borowie, w powiecie garwolińskim na terenie województwa mazowieckiego. Jesienią ubiegłego roku z jednego z tamtejszych gospodarstw zbiegły dwa zwierzęta: byk i jałówka. Ucieczki zwierząt z gospodarstw nie są bardzo rzadkim zjawiskiem, jednakże zbiegli podopieczni zazwyczaj dość szybko zostają znalezieni przez swoich właścicieli i odprowadzeni do domu. W przypadku wspomnianej pary - byka i jałówki - sytuacja okazała się być dość zaskakująca. Pomimo starań służb, bydło pozostało nieuchwytne przez wiele miesięcy.Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-7]Minęła zima i nastała wiosna, a byk i jałówka nadal grasują w okolicznych lasach. Podejrzewa się, że para doczekała się już nawet potomstwa.
Mężczyźnie grozi teraz dziesięć lat pozbawienia wolności. Oszustwa finansowe mają sięgać kwoty nawet 3,5 miliona złotych. Właściciel zakładu przetwórstwa mięsnego usłyszał zarzutyProkuratura Okręgowa postawiła zarzut oszustwa właścicielowi zakładu przetwórstwa mięsnego, o czym poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Co warte podkreślenia, poza głównym podejrzanym, w sprawie zostały zatrzymane trzy kolejne osoby. Jest to 40-letnia kobieta, a także dwóch mężczyzn: 29- i 50-latek. Wedle podejrzeń łódzkiej Prokuratury, osoby te mają związek z działalnością mężczyzny, który usłyszał już zarzuty. Ofiarami rzekomego oszustwa mieli być hodowcy bydła, którzy oddawali zwierzęta do zakładu z odroczonym terminem płatności. Do wywiązania się z obowiązku zapłaty nigdy jednak nie dochodziło. Wedle odniesień medialnych, właściciel zakładu przetwórczego miał celowo okłamywać rolników dla własnych korzyści finansowych. Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-3]Poszkodowani rolnicy zgłosili sprawę na policję. Śledztwo zostało przeprowadzone przez Komendę Miejską Policji w Łodzi oraz Prokuraturę w Łodzi, w wyniku którego 61-latek został zatrzymany i usłyszał zarzuty.
Jeden z internautów na popularnej grupie poświęconej hodowli bydła na portalu Facebook pożalił się innym rolnikom w następujących słowach: "Czy walczyć o wieś?"Portal Rolnik Info nie po raz pierwszy sygnalizuje problemy rolników związane z niewyrozumiałym sąsiedztwem, które krytykuje zarówno nietypowe pory pracy na roli i związane z nimi hałasy, jak i zapachy charakterystyczne dla zwierząt gospodarskich. Niestety wiele osób przeprowadzając się z miasta na wieś, nie zdaje sobie sprawy, że elementy te są integralną częścią lokalnego życia, a produkcja żywności nie odbywa się w sterylnych warunkach i kompletnej ciszy. Jeden z hodowców bydła pożalił się w przestrzeni internetowej na swoich sąsiadów, wskazując, iż z powodu zapachu jego krów nie dają mu żyć. W jego rozpaczliwym wpisie pojawiła się nawet wątpliwość dotycząca zmiany zawodu i przeprowadzki do bloku mieszkalnego. Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-15]Krytyka osób niezwiązanych z rolnictwem na temat dźwięków i zapachów wsi wzbudza ogromne emocje u producentów żywności. Nie szczędzą oni gorzkich słów i podkreślają, że nie zamierzają zmieniać swojego życia pod czyjeś dyktando.Pojawia się również dodatkowe pytanie: jeśli na wsi znikną hałasy maszyn i zapachy zwierząt gospodarskich, jakie produkty będą się w ogóle pojawiać w sklepach?
Pomiędzy stacją kolejową w Bierutowie a przejazdem kolejowym na drodze wojewódzkiej DW 451 – wylot na Namysłów stwierdzono, że pociąg pasażerski uderzył w dwie krowy. - W wyniku zdarzenia jedna z krów leży obok składu pociągu, natomiast druga krowa zlokalizowana jest pod składem w przedniej części pociągu - relacjonowali funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Oleśnicy.Zapraszamy do obejrzenia naszego materiału wideo:
Strażacy musieli najpierw zlokalizować cielaka, doprowadzić go do otworu i wydobyć na powierzchnię. Cielak wpadł do szambaInformacje na temat zdarzenia przekazała Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Suwałkach na swojej stronie internetowej. 15 kwietnia przed godziną 7:00 strażacy otrzymali zgłoszenie o cielęciu, które wpadło do otworu rewizyjnego szamba w jednym z gospodarstw. Gospodarstwo rolne mieści się w Czostkowie na terenie gminy Filipów w województwie podlaskim. Strażacy bez wahania ruszyli na pomoc młodemu zwierzęciu. Wkrótce okazało się, że akcja ratownicza jest prawdziwym wyzwaniem. Jak potwierdzili druhowie po przybyciu na miejsce, cielę wpadło przez otwór rewizyjny do szamba, na którego dnie było około pół metra ścieków. Zapraszamy do zapoznania się z reportażem: "Oszukani". Jak władze narażają ludzi na śmierć?[EMBED-6]
PFHBiPM podaje na swojej stronie internetowej, że czynnikiem, który wpływa na wysoką wartość serowarską, jest genotyp krowy, który ma bezpośredni wpływ na tempo krzepnięcia mleka. Polskie krowy ponad średnią światowąPolska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka na swojej witrynie internetowej podzieliła się wiadomością, która powinna ucieszyć każdego hodowcę bydła mlecznego w naszym kraju. Dotyczy ona bardzo dobrych wyników genetycznych polskich krów na tle światowej populacji tych zwierząt. Jednym z najbardziej popularnych produktów mlecznych są sery, których rodzajów na świecie występuje niezliczona ilość. Ogromne znaczenie dla produkcji sera mają zawarte w krowim mleku białka kazeinowe. Stanowią one 80% wszystkich białek mleka. Wśród nich wyróżnić możemy frakcję kappa-kazeiny, która odpowiedzialna jest za początek procesu krzepnięcia mleka. To, w jaki sposób zbudowana jest kappa-kazeina w krowim mleku, zależy - rzecz jasna - od genów zwierzęcia. Zapraszamy do obejrzenia naszego najnowszego materiału wideo: [EMBED-3]Wśród krów możemy wyróżnić genotyp BB (o najwyższej wartości) oraz AB, które decydują o tym, jak szybko mleko krowy ulega krzepnięciu. Jak podaje PFHBiPM, w światowej populacji krów rasy holsztyńsko-fryzyjskiej odsetek genotypu BB wynosi tylko 1-2%.Zgodnie z badaniami Laboratorium Genetyki Bydła PFHBiPM z 2020 roku (na podstawie 9000 zwierząt w Polsce) wartość ta wyniosła aż 20,16%. Genotyp AB odnotowano u 40,73% krów.