Na twitterowym profilu Lasów Państwowych pojawił się niecodzienny i nieco niepokojący komunikat dotyczący powiązania między zachowaniem zwierząt a pogodą. Z obserwacji leśników wynika, że lato już się skończyło, a na cieplejsze dni nie ma w tym roku żadnych szans. Tę śmiałą tezę potwierdzają obserwacje nietoperzy; zdaniem leśników gacki ulokowały się w miejscach, w których spędzą zimę. Lasy Państwowe o gackach: "Pierwsze wyczuwają, kiedy kończy się lato"Aura ostatnich tygodni nie przypomina pogody, która zazwyczaj występuje w Polsce w sierpniu. W wielu miejscach w kraju padają obfite deszcze, temperatura drastycznie spadła, a słońce zasłania gruba warstwa chmur. Osoby, które nieśmiało liczyły na to, że przed nastaniem jesieni lato powróci choć na chwilę, z pewnością przeżyją głębokie rozczarowanie. Jak twierdzą pracownicy Lasów Państwowych wszystko to przez sygnały, jakie swoim zachowaniem wysyłają nietoperze. Na twitterowym profilu Lasów Państwowych pojawiła się informacja wskazująca, że nietoperze jako pierwsze zwierzęta odczytują, w którym momencie lato dobiega końca. Dzięki temu mają odpowiednią ilość czasu na to, by znaleźć schronienie na zimę, a także zgromadzić zapasy tłuszczu umożliwiające im bezpieczną hibernację. By podkreślić, że opisywane prognozy mają wysoki stopień prawdopodobieństwa, we wpisie dodano: - Bardzo nam przykro, ale nietoperze nigdy się nie mylą. To koniec. Niestety.Bardzo nam przykro, ale nietoperze nigdy się nie mylą. Pierwsze wyczuwają, że kończy się lato i trzeba poszukać miejsca na zimowanie. W szkółce #NadleśnictwoZdrojowaGóra gacki brunatne zamieszkały w lodowni do przechowywania sadzonek.📸 Jarosław Ramucki pic.twitter.com/bBfA7SGgyh— Lasy Państwowe (@LPanstwowe) August 28, 2021
Od pewnego czasu wilki pojawiają się nie tylko w pobliżu ludzkich domostw na wsiach, ale również na terenach podmiejskich. Mimo to drapieżniki te chętnie powracają na żer do miejsc, w których hodowane są zwierzęta - jak donosi portal farmer.pl, w ten sposób jeden z gospodarzy w województwie warmińsko-mazurskim stracił w ostatnim czasie trzy cielęta. Rolnik wskazuje, że w czasie ataku wilków bydło pasło się na pastwisku. Ciała cieląt zostały rozszarpane i częściowo zjedzone przez drapieżniki. Wilki przychodzą na żer Z pewnością żaden hodowca zwierząt szczerze obawia się wizyt wilków na terenie swojego gospodarstwa. Drapieżniki te, choć stronią od towarzystwa człowieka, nierzadko atakują domowe zwierzęta i są źródłem dotkliwych szkód. Do przykrej sytuacji doszło we wtorek rano 3 sierpnia 2021 roku. Jak relacjonuje farmer.pl, oczom hodowcy bydła mlecznego z jednego z gospodarstw na terenie gminy Godkowo ukazał się dramatyczny widok. Na pastwisku znalazł bowiem zagryzione trzy cielęta. Zwierzęta były już częściowo zjedzone przez wilki.
Przypadkowe odkrycie, którego dokonano na terenie nadleśnictwa Lipka, na długo pozostanie w pamięci leśników i lokalnych władz - w sześciu jutowych workach porzuconych w rzece znajdowały się szczątki kurczaków. W akcję wydobywania odpadów z rzeki Gwdy zaangażowani byli pracownicy straży leśnej, funkcjonariusze policji oraz strażacy. Makabryczne odkrycie w rzeceFakt, że leśnicy notorycznie odkrywają kolejne dzikie wysypiska na terenach leśnych w Polsce, przestaje już kogokolwiek dziwić. Jak się jednak okazuje, inwencja twórcza śmieciarzy nadal potrafi zaskoczyć nawet najbardziej doświadczone służby. Do niepokojącego zdarzenia doszło na terenie nadleśnictwa Lipka, położonego na terenie dwóch powiatów - złotowskiego (woj. wielkopolskie) i człuchowskiego (woj. pomorskie). Jak poinformowało nadleśnictwo Lipka na swoim profilu na Facebooku, wieczorem 29 lipca 2021 roku na rzece Gwdzie, na Zalewie Grudniańskim, zauważono sześć jutowych worków. Wkrótce okazało się, że ukryte są w nich ciała martwych kurczaków.
Dyskusje na temat funkcji Rzecznika Praw Obywatelskich zainspirowały część polityków do wszczęcia dyskusji na temat powołania specjalnego urzędu, dzięki któremu prawa zwierząt byłyby jeszcze lepiej respektowane. Lewica proponuje funkcję Rzecznika Ochrony (lub Praw) Zwierząt, lecz istnieją obawy, że jego kompetencje mogłyby nakładać się na obowiązki m.in. Inspekcji Weterynaryjnej. Choć pomysł jest na razie projektem poselskim, to Prawo i Sprawiedliwość zdaje się częściowo otwierać furtkę na wcielenie idei w życie. Rozmowy na temat funkcji Rzecznika Ochrony ZwierzątRolnicy hodujący zwierzęta bez wątpienia starają się o jak najlepszy dobrostan swoich podopiecznych. Mimo to zapisy tzw. piątki dla zwierząt z ubiegłego roku pozostawiły u wielu producentów żywności spory niepokój. Tzw. piątka dla zwierząt - póki co - leżakuje w rządowej zamrażarce, ale starania polityków o lepsze jutro dla zwierząt nie ustają. Jednym z pomysłów na lepszą ochronę dwu- i czworonożnych podopiecznych miałoby być powołanie funkcji Rzecznika Praw Zwierząt. Autorem projektu są posłowie Lewicy, którzy wyjaśniają, że funkcja Rzecznika Praw Zwierząt byłaby analogiczna wobec Rzecznika Praw Obywatelskich, a roczny budżet na ten cel miałby wynieść 5 mln złotych.
Najwyższa możliwa kara za znęcanie się i zabicie zwierząt ze szczególnym okrucieństwem grozi oskarżonej właścicielce fermy lisów z Durzyna. Sprawa skrajnego zaniedbania zwierząt została wykryta przez pracowników Stowarzyszenia Otwarte Klatki w październiku 2020 roku. Poza Moniką O., o zabicie zwierząt w sposób niezgodny z obowiązującymi przepisami, oskarżony został jej pomocnik - Daniel Z. Sprawa zagłodzonych lisów z DurzynaSzokujące zdarzenia, jakie miały miejsce na fermie lisów w Durzynie w gminie Krotoszyn w województwie wielkopolskim, zostały wykryte przez inspektorów Stowarzyszenia Otwarte Klatki w październiku 2020 roku. Mieszkańcy z okolicy widywali błąkające się lisy w złym stanie. Interwencja Stowarzyszenia obnażyła tymczasem makabryczny proceder, jaki miał miejsce na fermie zwierząt.Okazało się bowiem, że w klatkach pozamykane były lisy, które umierały z wygłodzenia i pragnienia. Część zwierząt zjadała siebie nawzajem, rozpaczliwie walcząc o przetrwanie. W niektórych klatkach znajdowały się ciała psowatych w stanie rozkładu. Niektórym lisom udało się w pewnym momencie uciec z klatek. Oskarżonej Moniki O. najwyraźniej nie zajmował los zwierząt, które od tygodni nie dostawały wody ani pokarmu. Pracownikom Stowarzyszenia Otwarte Klatki udało się uratować 21 lisów. Pozostałe zwierzęta, wskutek decyzji Powiatowego Lekarza Weterynarii z Krotoszyna, zostały przetransportowane na inną fermę w okolicy.
Choć w okresie letnim w kontekście zagrożeń nad wodą najczęściej słyszy się o ratowaniu tonących ludzi, to bywa również i tak, że nagłej pomocy potrzebują zwierzęta. Owca, która umknęła właścicielowi, znalazła się w głębokich wodach Jeziora Czorsztyńskiego. W miejscu, gdzie dryfowało zwierzę, jezioro miało głębokość aż 50 metrów. Służby na szczęście szybko pomogły owcy i oddały ją właścicielowi. Owca w Jeziorze CzorsztyńskimDo nietypowego zdarzenia doszło w ostatnich dniach w Nowym Targu na Podhalu. Z samego rana w czwartek 15 lipca funkcjonariusz komisariatu wodnego i policjant KPP z Nowego Targu patrolowali Jezioro Czorsztyńskie. W trakcie pracy mężczyźni otrzymali nietypowe zawiadomienie od pracowników ochrony zapory wodnej. Choć można było spodziewać się tego, że pomocy potrzebuje człowiek, to tym razem w opałach znajdowała się owca. Zwierzę było usytuowane tuż przy zaporze wodnej jeziora, co stanowiło dla niego poważne zagrożenie.
Na jednej z ferm drobiu w województwie pomorskim dokonano porażającego odkrycia: hodowca utworzył w swoim gospodarstwie nielegalne grzebowisko ptaków. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Kartuzach przekazał, że w ziemi znaleziono tysiące padłych zwierząt. Pytaniem pozostaje, co spowodowało masową śmierć drobiu. Hodowca twierdzi, że ptaki się udusiły, lecz istnieje podejrzenie, że przyczyną ich śmierci była ptasia grypa. Rolnik przyłapany Express Kaszubski poinformował o porażającym odkryciu, którego dokonano na terenie jednej z ferm drobiu w Glinczu, gminie Żukowo, na terenie województwa pomorskiego. Hodowca drobiu zakopał w swoim gospodarstwie jedenaście tysięcy sztuk padłych ptaków. Nielegalne grzebowisko odkryto w momencie, gdy ciała zwierząt były już w stanie znacznego rozkładu. Sprawą zajęła się policja, a także Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Kartuzach.
W Sądzie Rejonowym w Rawie Mazowieckiej zapadł wyrok w sprawie Michała Ł., myśliwego oskarżonego między innymi o znęcanie się nad dzikiem podczas polowań. Po procesie trwającym prawie 1,5 sąd uznał myśliwego za winnego zarzucanych mu czynów.Jak powiadomił portal eglos.pl, Michał Ł. został uznany za winnego. Myśliwemu postawiono zarzuty znęcania się nad dzikiem w czasie polowań, bezprawnego wejścia w posiadanie tuszy słonki oraz ustrzelenia jednej sarny więcej, niż wynikało z pozwolenia.
Choć entuzjaści bydła z pewnością potwierdzą, że każda krowa ma swój niepowtarzalny urok, to pochodząca z Bangladeszu Rani jest za sprawą swojego wyglądu absolutnie wyjątkowa. Krowa cechuje się bowiem nietypowymi rozmiarami - urodziła się znacząco mniejsza w porównaniu do innych przedstawicielek swojego gatunku. Właściciel Rani twierdzi, że jego podopieczna jest najmniejszą krową na świecie - waży tylko 26 kilogramów i mierzy zaledwie pół metra wysokości. Minikrowa, która robi furorę w BangladeszuNiedaleko stolicy Bandladeszu - Dhaki - znajduje się wieś, w której urodziła się najmniejsza krowa świata. Ważącej 26 kilogramów i mierzącej zaledwie pół metra wysokości krowie właściciele nadali imię Rani. Wieść o narodzinach niespotykanej krowy obiegła okolicę z prędkością światła. Niewielka miejscowość w Bangladeszu może poszczycić się teraz tak dużym zainteresowaniem odwiedzających jak słynne podlaskie Plutycze.
W Kosiorowie (woj. mazowieckie) rolnik został zaatakowany przez agresywne zwierzę. Jak powiadomili strażacy, biorący udział w akcji, mężczyzna został przewieziony do szpitala. Do zdarzenia doszło w miniony wtorek, 29 czerwca bieżącego roku w Kosiorowie. Zgłoszenie wpłynęło do Ochotniczej Straży Pożarnej Świercze po godzinie 9:00 rano. Jak wynikało ze zgłoszenia, strażacy mieli zostać wezwani do zabezpieczenia terenu i udzielenia pierwszej pomocy osobie poszkodowanej.
Koalicja Obywatelska złożyła w 26 czerwca bieżącego roku do Sejmu projekt ustawy o ochronie zwierząt oraz niektórych innych ustaw. Jak wskazano w uzasadnieniu, celem nowelizacji jest między innymi wzmocnienie ochrony prawnej zwierząt, poprawa dobrostanu oraz kontroli wydatkowania przez jednostki samorządu terytorialnego środków przeznaczonych na opiekę nad bezdomnymi zwierzętami. Wśród zmian znalazło się między innymi:zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach, zapewnienie "emerytury" zwierzętom, które są wykorzystywane do celów specjalnych, zakaz trzymania psów na uwięzi,obowiązek identyfikacji psów,poszerzenie listy czynów, które uznane są, jako znęcanie się nad zwierzętami.
W ostatnim czasie media obiegła niepokojąca wieść o tym, że rosyjskie władze zdecydowały o nałożeniu embarga na pasze dla zwierząt pochodzące z Polski. Jak się okazuje, decyzja zapadła po kilkudniowej kontroli, która była przeprowadzona w formie online. Co ciekawe, Rosja nałożyła to samo embargo również na inne kraje członkowskie Unii Europejskiej - Niemcy, Holandię, Estonię, Łotwę, Litwę i Czechy. Polski minister rolnictwa twierdzi, że decyzja ta ma charakter polityczny. Rosja zamyka kolejne drzwiPolskich producentów pasz dla zwierząt z pewnością nie ucieszy fakt, że od 25 czerwca 2021 roku rosyjskie władze zdecydowały się nałożyć na ich produkt embargo. Przed wprowadzeniem zakazu strona rosyjska przeprowadziła kontrolę w formie online w dniach 8-16 czerwca. Po wszystkim stwierdzono ograniczenie importu polskich pasz do Rosji. Oburzenia nie kryje szef resortu rolnictwa, Grzegorz Puda. Polityk bez wahania stwierdził, że rosyjskie obostrzenia mają charakter polityczny.
Przewóz zwierząt jest bardzo odpowiedzialnym i wymagającym zajęciem - pojazdy przeznaczone do tego typu podróży muszą bezwzględnie spełniać wszelkie normy bezpieczeństwa. Niestety niekiedy okazuje się, że masa całkowita pojazdu ze zwierzętami jest zbyt duża - do tego typu sytuacji doszło w ostatnich dniach w Wielkopolsce. Do kontroli drogowej został zatrzymany kierowca przewożący młode byki - pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego odkryli, że całkowita masa pojazdu przekraczała dopuszczalne normy o 1,2 tony. Kontrola podczas przewozu cielątSprawa została opisana na stronie internetowej Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu. Jak możemy dowiedzieć się z komunikatu służb, do zatrzymania pojazdu przewożącego młode byczki doszło w poniedziałek 21 czerwca 2021 roku. Choć kontrola miała mieć charakter rutynowy, to rzuciła światło na poważne wykroczenie - okazało się bowiem, że całkowita masa pojazdu znacznie odbiegała od przyjętych norm. Jak podają pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu, w punkcie kontroli wagowej w Topólce okazało się, że pojazd ważył 4,7 tony - czyli aż o 1,2 tony więcej, niż zezwalają na to przepisy.
Jak wynika z komunikatu Głównego Lekarza Weterynarii, w Polsce stwierdzono kolejne przypadki wścieklizny u zwierząt dzikich. Dwa nowe przypadki potwierdzono u lisów na terenie województwa mazowieckiego. Przypadek wścieklizny numer 28 i 29 został potwierdzony na postawie badań przeprowadzonych w dniu 18 czerwca bieżącego roku.
Jak poinformował Główny Lekarz Weterynarii, w Polsce stwierdzone zostało drugie ognisko koronawirusa na fermie norek. Jest to pierwsze ognisko w województwie lubelskim.Drugie w 2021 roku ognisko koronawirusa na fermie norek zostało stwierdzone na postawie badań przeprowadzonych w dniu 21 czerwca bieżącego roku.
Główny Lekarz Weterynarii powiadomił o kolejnym ognisku ptasiej grypy w Polsce od początku 2021 roku. Oznacza to, że do tej pory w kraju odnotowano 337 ogniska ptasiej grypy. Ognisko ptasiej grypy numer 337 potwierdzono na podstawie badań przeprowadzonych w dniu 22 czerwca bieżącego roku. Ognisko zostało stwierdzone w gospodarstwie w miejscowości Bielanka w gminie Gorlice, powiat gorlicki, w województwie małopolskim.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt (DIOZ) za pośrednictwem mediów społecznościowych powiadomił o poniedziałkowej interwencji. Jak się okazało, od byłej sołtysowej Krzyżowej Agnieszki S. odebrany został ledwo żywy pies. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez prezesa DIOZ, niebawem do świdnickiej prokuratury wpłynie zawiadomienie o znęcaniu się nad psem. - Oddech był płytki, pies niemalże nie reagował na bodźce. Spał na trawie, przypięty łańcuchem do budy. Jego skołtuniona sierść oblepiona była fekaliami i przemoczona od moczu - powiadomiono. Przy budzie nie było wody, w garnkach znajdowały się skisłe, ugotowane kości. Natychmiast została podjęta decyzja, że należy jak najszybciej odebrać konające zwierzę. Jak przekazano w mediach społecznościowych, była sołtys krzyczała do obecnych, by "spierda*** z jej posesji".
W miniony czwartek 17 czerwca, Sąd Okręgowy w Legnicy uznał za winnego hodowcę drobiu z Lisowic. Mężczyzna został oskarżony o zabicie ponad 2000 kur i kogutów na fermie zarodowej kurczaków. Hodowca głodził zwierzęta. Jak powiadomiły Otwarte Klatki, po ponad dwóch lat od interwencji zapadł wyrok w sprawie hodowcy z Lisowic. Już sąd pierwszej instancji uznał, że zwierzęta zostały zabite ze szczególnym okrucieństwem, jednak hodowca odwołał się od wyroku.
Na terenie gminy Kłoczew (woj. lubelskie) doszło do wypadku w gospodarstwie rolnym. Jak wynika ze wstępnych ustaleń, mężczyzna został uderzony przez krowę. Niestety, obrażenia 63-latka okazały się śmiertelne. O tragicznym zdarzeniu, do którego doszło w gminie Kłoczew, powiadomił starszy aspirant Radosław Żmuda z Komendy Powiatowej Policji Ryki.
Dzika zwierzyna, na co dzień zajęta własnymi sprawami, rzadko kiedy wchodzi w kontakt ze swoimi zwierzęcymi pobratymcami z gospodarstw. Tym razem wizyta bobra na pastwisku we wsi Żerniki nie przebiegła w spokojnej atmosferze - gryzoń okazał się być agresywny i atakował pasące się krowy. W pewnym momencie interweniować musieli strażacy - finalnie bóbr trafił do klatki. Badania wyjaśnią, czy ssak nie padł ofiarą wścieklizny. Bóbr jak wściekły rzucał się na krowyBobry w powszechnej świadomości nie przedstawiają się jako agresywne stworzenia - zajęte budowaniem żeremi nie mają bowiem powodów, by atakować inne zwierzęta. Warto również dodać, że bobry odżywiają się tylko pokarmem roślinnym. Tym bardziej dziwić mogą doniesienia, które pojawiły się na facebookowym profilu Państwowej Straży Pożarnej w Tomaszowie Lubelskim - druhowie poinformowali, że w miejscowości Żerniki bóbr zaatakował krowy. Strażacy otrzymali zgłoszenie o nieproszonym gościu na pastwisku w poniedziałek 14 czerwca 2021 roku wczesnym popołudniem i bez chwili zwłoki udali się do gospodarstwa.
15 czerwca 2021 roku w mediach społecznościowych pojawił się wpis popularnej europosłanki Sylwii Spurek - polityczka wyraziła życzenie, by ludzie przestali traktować zwierzęta jak żywność i produkt, ale przypomnieli sobie, że są to czujące istoty. Europosłanka wyraziła tym samym chęć, by zaprzestano konsumpcji zwierząt. Sylwia Spurek znana jest ze swoich działań na rzecz zwierząt i bardzo konkretnych poglądów na temat rolnictwa. Pod jej wpisem na Twitterze pojawiły się bardzo zróżnicowane komentarze internautów. Sylwia Spurek o żywności i zwierzętachChoć zarówno weganizm, jak i wegetarianizm stają się coraz bardziej popularne we współczesnym społeczeństwie, to cały czas potrafią budzić wiele emocji w środowisku rolniczym.W przestrzeni internetowej bez trudu możemy znaleźć wypowiedzi zadeklarowanych mięsożerców, którzy na codziennie śniadanie zjadają smażony boczek, jak i osób, które twierdzą, że jedzenie zwierząt i produktów pochodzenia zwierzęcego nie jest według nich moralne. Europosłanka Sylwia Spurek opublikowała na Twitterze wpis, który wywołał niemałe zamieszanie. Polityczka wyraziła życzenie, by ludzie przestali traktować zwierzęta jako swój pokarm: >Co ciekawe, Sylwia Spurek oznaczyła swój wpis hashtagiem #ŚwiatowyDzieńŻywności. Warto dodać, że święto to przypada dopiero 16 października. Można się domyślać, że europosłanka postanowiła otworzyć pole do dyskusji na temat żywności jeszcze przed tą datą.
W ostatnich dniach na Podlasiu dokonano porażającego odkrycia: mieszkańcy wsi, zaniepokojeni odorem wydobywającym się z obory w okolicy, zainteresowali się krowami sąsiada. Po sprowadzeniu na miejsce służb weterynaryjnych okazało się, że w pomieszczeniu tkwi siedem ciał martwych krów i dwadzieścia innych, skrajnie zaniedbanych sztuk bydła. Makabryczne odkrycie na PodlasiuChoć wydaje się oczywistym, że hodowcy zwierząt pilnują dobrostanu swoich podopiecznych jak oka w głowie, to - jak widać - istnieją od tej reguły smutne wyjątki. W województwie podlaskim, w jednej ze wsi położonych w okolicy miejscowości Suraż, sąsiedzi przyczynili się do odkrycia porażających skutków bezmyślności właściciela zwierząt. Pierwszą niepokojącą oznaką był intensywny, brzydki zapach, wydobywający się z obory na posesji sąsiada. Mieszkańcy wsi postanowili poinformować o podejrzanym fakcie służby weterynaryjne. Niestety, przybyli na miejsce lekarze weterynarii wkroczyli do opisywanej stodoły i odkryli makabryczny widok - siedem martwych sztuk bydła, a także dwadzieścia żywych, lecz skrajnie odwodnionych, zaniedbanych krów.
Jak powiadomili funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie, 56-letni mieszkaniec gminy Dźwierzuty usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami gospodarstwa rolnego. Mężczyźnie grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Zgłoszenie w sprawie wpłynęło w minioną niedzielę 6 czerwca bieżącego roku około godziny 11:00. Jak wynikało ze zgłoszenia, na terenie gospodarstwa rolnego w gminie Dźwierzuty znajdują się skrajnie zaniedbane zwierzęta hodowlane. Co więcej, zgodnie ze zgłoszeniem, na terenie gospodarstwa od pewnego czasu nikt nie widział właściciela.
Naukowcy, chcący poznać życie zwierząt, nie zawsze mają możliwość przebywania blisko nich przez całą dobę. W tym celu badacze posiłkują się nowinkami technologicznymi - tak właśnie stało się w przypadku odłowionego i chwilowo uśpionego wilka z Puszczy Świętokrzyskiej. Pracownicy fundacji SAVE Wildlife Conservation Fund założyli zwierzęciu specjalną obrożę telemetryczną. Jak zapowiadają, dzięki informacjom, które rejestruje urządzenie, możliwe będzie dokładniejsze śledzenie życia wilczej watahy. Wilk z Puszczy Świętokrzyskiej otrzymał obrożęFundacja SAVE Wildlife Conservation Fund zajmuje się szeroko rozumianą ochroną fauny i flory - podejmowane przez jej pracowników działania mają prowadzić do lepszego zrozumienia i poszanowania natury. Jak podaje portal echodnia.eu, 24 maja 2021 roku pracownicy Fundacji po trzech miesiącach prób odłowili dwuletniego, ważącego 34 kilogramy samca. Po czasowym uśpieniu zwierzęcia, naukowcy mogli bez obaw założyć wilkowi specjalną obrożę telemetryczną. W jaki sposób było możliwe pochwycenie dorosłego wilka? Tutaj pracownicy Fundacji SAVE wykazali się niemałą pomysłowością: na podstawie wcześniejszych analiz wędrówek watahy, na terenie - w leśnictwie Jastrzębie - ustawiono pułapkę. Warto zaznaczyć, że pułapka nie stwarzała żadnego zagrożenia dla wilka i nie stosowano w niej nęcenia pokarmem. Zwierzę nie przebywało w potrzasku długi czas, ponieważ po zamknięciu bramki naukowcy natychmiastowo otrzymali sygnał z systemu elektronicznego o tym, że w pułapce znajduje się zwierzę. Wilk został uśpiony i - zgodnie z deklaracją leśników - po wybudzeniu został wypuszczony na wolność.
Bocian niewątpliwie jest symbolem polskiej wsi, który ma wielu swoich sympatyków zarówno na wsi, jak i w mieście. Mało kto spodziewałby się jednak tak nietypowej wizyty bociana, jaka miała miejsce pod koniec maja w niewielkiej miejscowości Szubin. Ptak wpadł do komina wentylacyjnego zakładu produkującego m.in. masę bitumiczną. By ratować bociana, na miejsce musieli przyjechać strażacy. Bocian wpadł do kominaNa oficjalnej stronie Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nakle nad Notecią możemy przeczytać nietypową informację o bocianie, który utknął w kominie zakładu produkcyjnego. Do zdarzenia doszło 26 maja 2021 roku w Szubinie, na terenie Zakładu Drogowo-Produkcyjnego. Duży ptak wleciał do komina wentylacyjnego - okazało się jednak, że nie jest w stanie samodzielnie z niego wyjść. Wkrótce stało się jasnym, że zwierzak potrzebuje pilnej pomocy odpowiednich służb. Strażacy z SKKP w Nakle nad Notecią otrzymali w tej sprawie zgłoszenie po godzinie 7:00 rano. Bez chwili zwłoki udali się na miejsce, by oswobodzić przerażonego bociana. Na terenie Zakładu Drogowo-Produkcyjnego w Szubinie pojawiły się trzy zastępy JRG z Szubina. Po wstępnych oględzinach przystąpiono do niełatwej akcji uwolnienia ptaka z potrzasku.
Ustawa odorowa, na temat której dyskusje pojawiają się w przestrzeni publicznej co jakiś czas, budzi niemałe emocje zarówno wśród rolników, jak i mieszkańców wsi, którzy nie zajmują się chowem i hodowlą zwierząt. Na forach internetowych nie brakuje gorzkich słów i dosadnej krytyki wobec nowej propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Na jednej z facebookowych grup rolniczych pewien internauta dosadnie wypowiedział się na temat planowanych zmian: - Wieś głosowała na PiS, to ma. Może zmądrzeje - brzmiał komentarz. "Głosowali, to mają"?Propozycja ustawy autorstwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska zakłada, że miejsca, w których rolnicy prowadzą chód i hodowlę zwierząt, będą musiały być oddalone od domów mieszkalnych przynajmniej o pół kilometra w linii prostej. Średniej wielkości gospodarstwo agroturystyczne będzie natomiast musiało pozostawać w oddaleniu od innych domostw o co najmniej 210 metrów. To, ile dokładnie metrów obora czy chlew będą musiały być oddalone od domów, będzie zależało od obliczeń przy zastosowaniu DJP - dużych jednostek przeliczeniowych inwentarza. Może również zdarzyć się tak, że przy ugodzie sąsiadów opisywanego dystansu wcale nie trzeba będzie przestrzegać. Mimo to obowiązek oddalania się od domów mieszkalnych ze względu na zapach zwierząt jest solą w oku dla wielu rolników. Niezadowolenie, a niekiedy również oburzenie hodowcy wyrażają m.in. w przestrzeni internetowej. Na jednej z facebookowych grup poświęconych hodowli zwierząt rolnicy wyrazili swe zdanie w burzliwej dyskusji, mówiąc m.in.: >>Jeden z komentatorów skrytykował również samych rolników i ich wcześniejsze polityczne wybory, mówiąc: >
Główny Lekarz Weterynarii powiadomił wczoraj o dwóch kolejnych ogniskach ptasiej grypy, które zostały stwierdzone w 2021 roku w Polsce. W obu gospodarstwach utrzymywano łącznie 3 218 sztuki drobiu. Oznacza to, że od początku roku potwierdzono 335 ognisk ptasiej grypy.
Jak powiadomiła Marta Korzeniak Menadżerka ds. Komunikacji ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki, dziś 2 czerwca bieżącego roku po godzinie 13 parlament Estonii przegłosował zakaz hodowli zwierząt na futro. - Tym historycznym krokiem pokazał, że dobrostan zwierząt jest coraz ważniejszym priorytetem w społeczeństwie. Według ostatniego sondażu aż 75% społeczeństwa Estonii nie popiera hodowli lisów i norek na futro - wskazują przedstawiciele Otwartych Klatek.